Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

równieżwnadmiarze.Anazewnątrz–owadywręczhuczały,
słodkie powietrze przyprawiało o mdłości. Żadna z tych
rzeczynieprzeszkadzałasiedzącemupodjabłonkąLewijowi
w mazgajeniu się, jakby to ujął jego ojciec. Pod nogami
dziecka, w trawie, niedomalowana doniczka. Na zawołanie
doczołgało się do tego nisko umieszczonego okna ze
zwieszoną głową. Ba, doczołgało się. To nie jest dobre
określenie. Przez tę napuszoną, podskakującą przy każdym
krokublondczuprynę,zdawałomisię,żeonopłynie.Amoże
nawet frunie. Nadal siedząc w fotelu z prawdziwej skóry,
nasłuchiwałam, jakżalisię, żenapoczątkupracypokręciło
mu się coś w szkicu i całe malowanie poszło na marne.
Najpierw pomyślałam sobie: „Ten to ma problemy!”, ale
pożałowałam tej myśli, gdy Agafon spojrzał na Lewija tak
wrogo,żetenrozbeczałsięjeszczemocniej.Niewiedziałam,
że można przybierać AŻ TAK wrogi wyraz. A jednak.
Osobiście nie jestem zbytnio wyczulona na estetykę i
pomylonyszkicnie doprowadziłbymniedotakiej frustracji.
Chociaż...no, niepowiem,gdybyktośtaknamniespojrzał,
możejakaśłezkaw moim okubymisięzakręciła. Ażmisię
żaltegodzieciakazrobiło.
A potem Lewij został bezwstydnie wyzwany od
zniewieściałych. Tak mi głupio było siedząc tak i nie
interweniując, Jezu! I jak Agafon odwołał się do jego...
czystych kolan – że inni dziesięcioletni chłopcy brudzą je
sobie i obdzierają, ganiając za sobą po dworze podczas
zabawy!
Nieno...żebydoczepiaćsiędoTAKICHGŁUPOT, JAKIMI
SĄ KOLANA?! Nie zdziwiłabym się, gdyby wytknął mu
nawet noszenie maski ortodontycznej, bo ile męskości ona
odbiera?!
Takprędko, jakstaryIzgoratov zyskał umniesympatię,tak
prędkojąstracił. Conajgorsze–jejszczątkizachowałysię,
pozostawiając mi mętlik w głowie. Bo gdy Lewij odszedł
jeszczemocniejrozmazanyniżwcześniejwgłąbsadu,aon–
usiadłnaprzeciwkomnieuśmiechającsięszeroko,takmisię
głupiozrobiło.

Free download pdf