Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

Lewij żywiołowo opowiadałmio swym guście. Niepotrafił
jasno wyjaśnić,wczym tkwijegopoczucieestetyki. Niedo
końca je rozumiał, tym bardziej, że od małego wmawiano
mu,że„czarnejestbiałe,podczas, gdyonwidziałzielone”.
(Toniesąmojesłowa,samtaktoująłimnietymzaskoczył!)
Jestem w stanie go zrozumieć. Nawet moja rodzona matka
śmiałasię, gdymając chybaz 6 latpoprosiłam jąo kupno
dywanu na ścianę. No, ale dostałam go. A Lewij nie ma
nikogo, kto powiedziałby, że tak jak on widzi zieleń w
czarnobieli.Albojakikolwiekinnykolor!
Wygłaszając monolog o niezrozumieniu (a nawet nie
śmiałammugoprzerywać),opowiedziałnamoswojejpasji.
Botosiębardzołączyw jegoprzypadku: brakakceptacji –
„babskie”hobby.
Wpierwszejklasiepodstawówki, kiedyjegomiłośćdosztuki
przybierała jeszcze nieokreślone, niezdecydowane na
cokolwiek konkretnego warianty, dużo szył. Jego
umiejętności krawieckie raczkowały, a on w ramach
samorozwoju postanowił uszyć ubranko dla swojego
nieżyjącego dziś psa. Widział takie w telewizji. Jego ojciec
śmiałsięserdecznienawidokpudlawróżowychportkach.A
Lewijjuż,już,wyobraziłsobie,jaktobędziezabawnie,kiedy
to Murka (kocie imię, ale mnie to wcale nie dziwi!) będzie
paradowała w zgrabnym kombinezonie. Nawet zdążył
upatrzyćjużsobieskrawekmateriału,zktóregogowykona.
Był czerwono – niebieski i miał na sobie jakiś znaczek.
Wykradł go pewnego wieczora z szafy w gabinecie ojca i
spędził całą noc na przycinaniu i zszywaniu uniformu, ku
ucieszeprzymierzającegogo na bieżąco psa. A następnego
dnia, Murka nosiła się w nim po całej Matczynej Drodze.
Oczy wszystkich przechodniów wpatrywały się w Lewija,
który naprawdę czuł, że ma talent w swoich małych
rączkach. Czuł, żeodstawanie odogólnieprzyjętychnorm
nie jest dla niego, w końcu żaden inny pupil w promieniu
parukilometrówniemiałTAKIEGOwdzianka!Popowrocie
dodomu,zgłowądumnieuniesionądogóry,zaprezentował
rodzicom swe dzieło. Cóż, że wcześniej byli w robocie. I

Free download pdf