Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

się raczej zgubić. Dzięki spacerom po nieużytkach, mam
dobrąorientacjęwterenie.Anawetgdybycośposzłonietak,
to każdy losowy przechodzień spotkany na ulicy, bez
problemupowiedziałbynam,wktórąstronęidziesiędotego
ładnego, ceglanego budynku, gdzie mieszka mości pan
Izgoratovzżonąidzieckiem.
Bądź co bądź, moje dzisiejsze zajęcie było tylko
eksplorowaniem okolicy. Nawet nie myślałam, by udać się
jużnanegocjacjezNikolajem...Nie,żesięgoboję,czycoś,
ale... hm. Chybawolałabym jeszcze trochę powypytywać o
niegoAgafona.Onnapewnobędziemiałjakiśpomysł,byto
wszystko ugrać. I żeby zyskać te archiwa. I nie stracić...
czegokolwiek.
Robiliśmyjużdrugiekółkopookolicy.Szliśmygłównądrogą,
przyktórejznajdujesięicerkiew,iszkoła,imójobecnydom
(ale to daleko, daleko na horyzoncie, taka długa jest ta
droga!).Wpodstawówcenajwidoczniejbyłojużpodzwonku.
Wokół mnie pojawiły się gromady młodych Rosjan.
Planowałam przejść nadrugąstronęjezdni, by zwracaćna
siebieinachłopaków jaknajmniejsząuwagę,ale,jakbynie
spojrzeć, dobrze, żetego niezrobiłam. Nagle, w tym całym
harmidrze, usłyszałam ten słodki, lewijowy głosik ze
śmiesznądykcją. Stanęłamjakwryta,niewiem, comnietak
w tym zaskoczyło. Może to, że jestem przyzwyczajona do
tego,iżznajomemidziecizrodzinyzazwyczajniewitająsię
ze mną na ulicy, wręcz mnie unikają? A tu proszę – ktoś
prawie obcy, specjalnie DLA MNIE odłącza się od grona
innychmałolat, bydaćmiuściski towarzyszyćw drodzedo
chaty.
A owe grono małolat było kolejną kwestią, która mnie
nurtowała, choć po jednej z opowieści, jaką mi potem
przytoczył Lewij, wszystko stało się już dla mnie jasne.
Polskie dzieciaki mające po dziesięć lat na karku nie
zachowałyby się w taki sposób. Wszystkie, bez wyjątku,
przeszłybyobok,mająckompletniewyrąbanenato,zkimsię
widzą. A gdyby jeden delikwent na oczach grupy okazał
dorosłemu trochę szacunku i przyjaźni, zostałby przez nią

Free download pdf