Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

wybitnościdążącego.Totrzebabybyło,poprostu,zobaczyć
nażywo.PełnejsylwetkiLewijaIzgoratovzwyczajnienieda
sięopisaćprostoizwięźle.
Spoglądając na jegoplecak, mi, dorosłej i odpowiedzialnej
kobiecie,przypomniałosię, żeprzecieżonmajeszczelekcje
doodrobienia. No to spytałam go, októrej godzinie mniej
więcejjegorodziceoczekująjegopowrotu,aonnato,żenic
się przecież nie stanie, jeżeli raz czy drugi odpuści sobie
zadaniadomowe,choćitaknależałobyjużpowoliwracać.
Uwielbiamgo.
Po zejściu ze wzniesienia, szliśmy przez sam środek
zielonego pola. Chyba wspominałam już o tym jednym
samotnym dębie, który tam rośnie. Monumentalny zdawał
się jeszcze wtedy, gdy znajdowaliśmy się kilkadziesiąt
metrówodniego,choćzatkałomidechwpiersiach,kiedyto
stanęłam w jego cieniu. Wszystkie jego liście i pokręcone
gałęzieznajdowały sięwysoko, wysokoponad mojągłową,
więc nad głową Lewija – jeszcze wyżej. Przebywanie tam
było... wręcz metafizycznym przeżyciem. Rozglądając się
wokół zauważyłam, że na krawędziach lasu otaczającego
polezobu stron, myśliwipostawiliambony, natomiastpień
dębu wielokrotnie obrywał od pocisków, które zapewne
miałytrafiaćwdziki,sarnyiBógwie,cojeszcze.
Wiedziałam, że powinniśmy już iść do domu, ale usiadłam
nachłodnej trawie, po prostunie mogłam się jej oprzeć. Z
tej perspektywy widać było swego rodzaju pełen przekrój
Matczynej Drogi, wręcz jej kwintesencję – oba Drzewa
Upiorów, cerkiew, szkołę, dom rodziny Izgoratov, główną
ulicę,anawetstarydworzec,gdybysiędobrzeprzyjrzeć.
Lewij,nistąd,nizowąd,palnął, żetodrzewooddziśbędzie
symbolemnaszej...przyjaźni.
Uważamniezaswojąprzyjaciółkę.
Wzruszyłam się. Ja, JAKAŚ Amelija Dasza Riekowa, ta
ignorantka i znieczulica, ja, niewrażliwa na sztukędzienną
oraz tę prawdziwszą i lepszą. Wyrecytował bowiem po
chwili fragment jakiegoś rosyjskiego wiersza i to również
mnieporuszyło.Autentycznie,łezkamisięwokuzakręciła.

Free download pdf