Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

Irobiłosięcorazgorzej,corazgorzej,zsekundynasekundę,
alenietylkozmojejwiny!MożeiNikolajitakspoglądałna
mniecorazmniejpobłażliwie(jakbymkiedykolwiekwidziała
pobłażliwość w tych jego wieprzowych oczkach...), ale
gwóźdźdotrumnyprzybiłniektoinnyjak, uwaga,uwaga–
mójkochaniutkitowarzysz, sam LewijIzgoratov. Ha, itow
jakimdobitnymstylu!...
A zacząłod, ajakże,jeżdżeniaswymiplastikowymidrutami
po schodach. Nieprzyjemny dźwięk rozchodził się na cały
dom, wbrew pozorom. To trwało krótko, bo potem zaczął
biegaćpotych biednych schodach. Takmocnotupał, żejuż
myślałam,żepiętysobieodbije.Cóż,stałosięcośgorszego.
Potknął się, na całe szczęście nie znajdował się wówczas
zbytwysoko. Sturlałsię...nasamdół.ProstoDOSALONU.
Prosto POD NOGI NIKOLAJA. I otrzepał się, i zlustrował
go dokładnie tak, jak miał w zwyczaju lustrować mnie
Radzio,izwiałnagórę.Batiuszkaryknąłdożonyicórek,że
mająsięzbierać.
Nieusłyszałam jużanisłowaocerkiewnycharchiwach.Pff,
nawet nie musiałam, wręcz nie chciałam słyszeć odmowy,
która i tak stała się faktem. Strasznym, przemilczanym
faktem.Porażką.
Wyszli.
No i tym sposobem ja i Elizawieta siedziałyśmy przy stole
jeszczepełnymjedzenia,którewystarczyłobynapokrycieco
najmniej dwudniowych potrzeb rodziny Izgoratov.
Gapiłyśmysięnasiebie. Uderzyłampięściąw stół. Zastawa
ażbrzdęknęła.
Wtedypomyślałamsobie:„No,alechociażzapomniałotym,
żeplanowałwziąćżarciedosiebie...”
Nie.Niezapomniał.
Wrócił i zaczął się do nas dobijać. Powłóczyłam do drzwi
już cała zrezygnowana. Otwarłam, a on nie mówił nic.
Wyciągnął tylko do mnie to swoje tłuste łapsko i zażądał
tego,comuzostałowcześniejobiecane.
„Elizawieto...”–jęknęłam,poczymprzeszłamdokuchni.

Free download pdf