Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

No, i czy w ogóle byłby w stanie dla niego... wejść na
nielegaludocerkwizestrzelbąwręku!
Takbyło.
Gdy wróciłam wczoraj do domu po spacerze, zastałam w
nim maksymalnie wkurwionego Agafona. Trochę, jakby
wiedział co może w tej gównianej sytuacji oznaczać jego
upita, śpiąca żona. Jakby wiedział, z jakim skutkiem
potoczyła się wizyta Nikolaja. Wolałam się do niego nie
odzywać. Miał potwornie zmarszczone czoło. I usta tak
niemiło wygiętew grymas. Trochę jak ci chłopcyz mojego
gimnazjum, gdy szli „coś załatwiać” nieopodal fabryki
oranżady.
Tejnocyśniłmisię jedenz chłopców z mojegogimnazjum.
Jan Meilenstein. Szliśmy na piechotę wzdłuż torów
kolejowychze ZłotejWektorowejw kierunkuPoznania. Był
upał, powietrze było takie ciężkie od zapachu kwiatów,
wszędzie owady. Cały czas ze sobą rozmawialiśmy, choć
prawiego niesłyszałam, bononstoptoramijechał pociąg.
Tylko jeden pociąg, który miał nieskończoną ilość
niebieskich wagonów. Było na nich coś napisane, nie do
końca pamiętam co. To była chyba cyrylica... tak. Dwa
słowa napisane cyrylicą, pierwszena literę„R”, drugiena
literę „T”. I to pierwsze... hmm... W pewnym sensie
przypominało moje nazwisko. Napis to był chyba
„Rieczenka Tumannaja”, jak ta piosenka od Aureliusza,
choć nie jestem całkowicie pewna. Postać Janka była
dziwna. Słyszałam jego głos ze specyficzną dykcją z
najwyższym szacunkiem powtarzający jedno zapętlone
zdanie: „Amelijo Daszo, wszystko po tobie widać”.
Najdziwniejsze było to, iż zamiast głowy miał... monitor.
Takikomputerowy,zwykłymonitor.Anatymmonitorzemiał
grę, którejakcja rozgrywałasięw MatczynejDrodze. Taka
trochęsymulacjaMatczynejDrogi, podczasgdy ja byłam u
jegoboku.
I wtedy do naszego pokoju wparował Agafon. Zrobił to z
takim rozmachem, że drzwi głośno uderzyły o jakąś półkę.
Obudziliśmy się z Sergiuszem i Aureliuszem i przecierając

Free download pdf