Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

rozrabiają,nadrugimkońcupola,naprzeciwkonas...trochę
wprawo.” Niczegoniewidziałam. „Tam, tam, żerująsobie.
Wykopałem tam dół, nasypałem im kiszonej kukurydzy i
przykryłemkilkomaciężkimikamieniami,niechniemajątak
łatwo. Jeden, dwa, trzydużedziki! O, samicaidwa samce.
Alewielkie!Tenpośrodkutochybaze 100 kiloważyćmoże.
Cholera,chceszdoniegospróbowaćstrzelić?Tylkoobiecaj,
że mu trafisz prosto między oczy, bo jeśli chybisz, to się
będzie męczył.” Sęk w tym, że ja tam żadnych dzików nie
widziałam.Możecośtam sięruszałoze 100 metrówodnas,
możeniecodalej,jednakżedlamnietomogłybyć,niewiem,
dziwneruszającesiękrzaki.Zresztą,jestemkrótkowidzem,a
dotegonienoszęaniokularów,anisoczewek.Cóż.
Agafonjednymzgrabnymruchemściągnąłstrzelbęzeswych
pleców i naładował ją kulami schowanymi w swym
funkcjonalnym khaki polarze. Wyglądałam przy nim jak
żółtodziób. Moje białe buty były już kompletnie zgnojone i
miałam na sobie jeansową, stosunkowo jasnąkurtkę, która
zdecydowanieniesprawiała, bymwtapiałasięw tło, w las.
Szok,żeniezwróciłmiuwagiinieodesłałmniezpowrotem,
bym ubrała się w coś, co bardziej na polowanie by się
nadawało.Doprawdy,zastanawiające...
Niby czułam się gotowa na strzał, ale w praktyce aż
PODSKOCZYŁAM uderzając głową o dach ambony. Nie
dość,żejużdużocentymetrówsobieliczę,tojeszczeambony
tozazwyczajciasneklitki,wktórychmożnasięudusić.
Mój towarzysz ryknął wręcz z zadowolenia. Zabezpieczył
brońitryumfalnieklasnął.To, cowidziałam wjegooczach,
nie było dostrzegalne w oczach kogokolwiek innego, z kim
miałamdoczynienianadrodzeżyciowej.Topewniedlatego,
że nie znałam nigdy żadnego myśliwego. A co
zastanawiające...gdyAgafonkomunikowałsięzLewijemza
pomocą słów i krzyków, gdy siedział za biurkiem w swoim
gabinecie, gdy przytulał się do Elizawiety poprawiającej
rajstopy, nigdy nie okazywał takich emocji jak wtedy, o
świcie,tużpoupolowaniudzika.Nigdy!

Free download pdf