powiedział,czułamsiędobrze.Oczywiścienieztym,żetoja
wystrzeliłamprzypadkowotękulę,ale...niezwymiotowałam
aniniezamroczyłomnie. Agafonpowiedział mi, jakbardzo
nieetyczne posunięcie wykonał batiuszka. Myśliwi zawsze
starająsię ustrzelićzwierzynętak, bytaczułajak najmniej
bólupodczasswejśmierci.Najlepiejjestwięctrafiaćwełby,
tak przynajmniej powiedział mi mój towarzysz. Niby ta
czaplaponiosłaśmierćnamiejscu, jednak...no,nachłopski
rozum można ogarnąć, że wciąganie rozpadających się
zwłokptakaprzezwłasneoknojest,lekkomówiąc,słabe.
A ja nazwałam Agafona kłusownikiem! Nieironicznie
myślałam,iżkłusownicyimyśliwisątymsamym.
Jużabsolutniesięniedziwię,czemuspojrzałnamnieztakim
wyrzutem.
I wtedy... Poczuł, że coś mu podejrzanie za lekko na
ramieniu. Aż stanął z przerażenia. Widziałam to w jego
spojrzeniu, aż mu się źrenice skurczyły gwałtownie. Zrobił
kilka wdechów i kilka wydechów. W pewnym momencie
przypominał mi robotnika, który parę lat temu groził mi
policjąza wejście naplac budowy. Ale on był, do cholery,
nieoznakowany! Nie wyglądał nawet na takiego, co by coś
na nim budowano. W tamtych czasach byłam jeszcze jako-
tako pokorną dziewczynką, bo to było przed wypadkiem, a
jużlubiłam urbex, iniejestem pewna,alewydajemi się, że
ja na kolanach wręcz prosiłam tegogościa, by nie wzywał
policji. Pamiętam go jako takiego monumentalnego.
Niewykluczone, że po prostu byłam jeszcze niziutka, a on
ogromny. Pamiętam te jego oczy. Zimne i niebieskie,
patrzące z nienawiścią, ale też dezorientacją. Takie same
miałw tamtymmomenciestaryIzgoratov. Kolorsięzgadzał
nawet.Tylko,żezamiastpiachuibrudu, miałtwarzleciutko
i przypadkowo umazaną krwią dzika. Aż dziwne, że gdy