Sergiusz przebywa i ze mną, i w swoim
wyimaginowanym świecie. Zdaje mi się, że nie zdaje sobie
sprawy, jak źle się czuję, a dziwne, skoro on taki
współczujący. Pamiętam sytuację, kiedy pocieszał mnie po
jakimś gównie, nic się nie stało, zwyczajnie zbiegł mi się
bolesny okres, presja w szkole, baba od biologii na mnie
nakrzyczała, rozkleiłam się i poryczałam się w szatni przed
wf-em.
Cowówczasodwróciłomojąuwagę?Sposób,wjakidomnie
przemawiał był godny psychologa. Nie mam pojęcia, gdzie
posiadł takie zdolności erystyczne, ale grunt, że uspokoił
mnie dość szybko tym swoim opanowanym, brzmiącym jak
wiolonczela głosem. Dotykał lekko moich ramion. Tak, był
niczymtopolezaoknemdomuwiadomejrodziny.
No i wracamy do punktu wyjścia! Znowu nawiązuję do
kwestii Meilensteinów, a przecież miałam opisać
zachowanie Aureliusza wobec całej sprawy... A skoro
zaczęłam też pisać o Meilensteinach, to mogę z całą
pewnością stwierdzić, że AURELIUSZ TO CAŁKOWITE
PRZECIWIEŃSTWOJANA.
Askorojawdałamsięwjanowycharakter...Aureliusztoteż
mojewłasneprzeciwieństwo.
Alecóż. Toonsiedział te mnąnajednym łóżku, obejmował
mojebarkiręką,gdyprzeglądałamferalnearchiwairobiłto
wtrakcieipodowiedzeniusiętego,czego... konieckońców,
możetoilepiej,żesiędowiedziałam?
Jego reakcja dobrze o nim świadczy i z jakiegoś dziwnego
powodudoceniamjąbardziejniżreakcjęSergiusza.