uwagę między dialog a przepisywanie kolejnego zadania z
tablicy.
- Powiemtak, jestem alloromantyczna,a precyzyjniejszego
określeniasięboję.Nieuważamsięzapoligamistkę,aninic
podobnego. Mimo że moje miłości sprzęgają się z sobą
czasowo, widzę szczegóły, jakie je łączą, dostrzegam te
zależności, w ostateczności byłabym w stanie wybrać... tę,
która byłaby mi najbardziej na rękę. Tę sensowną, z
przyszłością.Niekoniecznietęnajsilniejszą.
Mówiącto, Amelijająkałasięnieznacznie,choćrobiła
towsposóbnienegującyjejszczerości.
Nauczycielka mocnym głosem nakazała wszystkim się
skupić. Oto mieliprzećwiczyćjedno ztrudniejszychzadań,
którebyć możepojawisięnamaturzerokpóźniej, w 2018.
Do tablicy wywołała najmądrzejszego ucznia w klasie –
Mateusza. Chłopak w istocie był drobny; niski i szczupły.
Owa sylwetka nieodzownie przypominała Riekowej
sylwetkę Jana Meilensteina. Sęk w tym, że Mateuszowi o
wiele lepiej z oczu patrzyło. Jego oczy chociaż spoglądały
narozmówcęwtrakciejakiejkolwiekinterakcji, onsamnie
nazwałbytegookreśleniemjakobyzaszczycałydrugąosobę
uwagą. Traktował bowiem wszystkich ludzi po równo.
Wylądował, co prawda, w klasie medycznej, jednak w
liceum sławny był ze swojej gry na pianinie, którą
uświetniałszkolneuroczystości. - Nie lubię imienia Mateusz – szepnęła Amelija do ucha
Sergiusza. – W podstawówce kolegowałam się z pewnym
Mateuszem, który był wyśmiewany przez... chyba
wszystkich.Toniebyłjakiśmójwielkiprzyjaciel,alebyłam
jedynąosobą,zktórąmógłpogadać. Nicznaczącegosięnie
stało,tylkozczasemzauważyłam,żeludzietak,jakpatrzyli
krzywo na niego, tak krzywo zaczęli patrzeć na mnie.
Przezywali go Mateusz – słabeusz , to siedzi mi wciąż w
głowie. Gdy ktoś wzywa naszego Mateusza, mój mózg do
jego imienia automatyczniedokłada określenie słabeusz. A
przecież... no patrz tylko na niego. Młody piorun. Biolog,
chemik, muzykinajtęższyna tenmomentumysłnajlepszej