Anty-.......................................................................................................
Z racji tego, iż cały świat jest jednym wielkim
bałaganem, zestawem rozproszonych po wszelakich osiach
pojedynczych elementów i zbiorów, na ogół łatwiej jest
mówić o przypadkowości niż o funkcjonowaniu
czegokolwiek według ściśle określonego schematu– jak to
zwykłkiedyśzakładaćJanKowalski-Meilenstein.
To, że przestał wyznawać charakterystyczną dla siebie
kiedyś zasadę, iż cały świat można opisać przy pomocy
matematyki, iż wszędzie Bóg ukrył schematy, które –
zazwyczajprzypomocywiększego,niżmniejszegowysiłku,
dasięodkryćużywającwłasnej głowy–świadczyło ojego
wewnętrznejprzemianienaprzestrzenilat.Takimbyłprzez
całą szkołę podstawową, już wtedy cechując się
zdolnościami do głębokiej autorefleksji. Takim był przez
całegimnazjumicałeliceum,takimznałagoAmelijaDasza
Riekowa, chcąc rozgryźć go właśnie w sposób
matematyczny, logiczny, doczegojejumysłewidentnienie
był stworzony. Jan uznał, że w miejscach zer widziała
jedynki,awmiejscachjedynekwidziałazera;nierozumiała
odmowy, choć owa odmowa była zaledwie milczeniem z
jegostrony.
To, co wydawało mu się rzeczą oczywistą, nie było
oczywistym dla Ameliji. Tak samo, jak bezsłowne
odrzucenia były dla niego aktami ostatecznymi,
komunikatem dostatecznie przejrzystym, by Amelija mogła
pojąć jego znaczenie, tak bardzo oczywiste było to, że za
jego okami wznosiło się pasmo topoli. Każda z nich miała
rozmiar monumentalny, a było ich tak wiele, że ich widok
zaoknemcieszyłnietylkowszystkichmieszkańcówdomów
przy ulicy Bolesława Prusa w Lubowie, ale i tych
mieszkającychwpromieniunajbliższychpięciukilometrów.
Topole znali wszyscy, choć nie każdy znał dokładną
lokalizację, gdzie zapuściły korzenie, z jakiej ziemi
pobierały potrzebne do wzrostu i rozwoju pierwiastki oraz
ile wynosiła długość cienia, który rzucały o określonej