wykorzystywała wiedzę matematyczną. Nie rozumiała,
dlaczegojejulubionyksiądzkiwałgłowązdezaprobatą.
- Nie przemęczasz się? – spytał pewnej niedzieli na
początku października, chwilęprzedtym, nim miała iść na
pociągdoZłotejWektorowej. - Nie,czemu?
Łebski wahał się, czy wymienienie powodów do obaw po
przecinku. Namęski rozum uznał, że lepszegorozwiązania
niema. - Martwięsię.Niemaszwolnegoczasu,schudłaś,pobladłaś
i...myślisztylko omaturze.Maszjeszczesiedemmiesięcy... - Tylko siedemmiesięcy, proszęksiędza–obruszyłasię. –
czy to dziwne, że osiemnastolatka, która sama zarabia na
swojeutrzymaniemyślioprzyszłości? - Oczywiście,jesttojaknajbardziejnormalne,ale...
- Niewiem,czyjesttujakieś„ale”,proszęksiędza.Zcałym
szacunkiem. - Nie przypuszczałbym, że aż tak zacznie ci zależeć na
przedmiotach, które sądlaciebie trudne i na uczelni, która
nieprowadzikierunku,któryinteresowałbytwojeserce. - Jaktorozumieć?
- Różniludziemająróżnepriorytety, alenależyzastanowić
się,czyważniejszajestpasja,towczymsięspełniamy, czy
możekwestiafinansowa. - Kwestiafinansowa...–zawahałasię.
- Ilefascynującychzawodów mogłabyś wykonywać zdając
samą biologię i chemię! I to dobrze płatnych. Ochrona
środowiska,biotechnologia,amożenawetmedycyna... - A tak, to zostanę inżynierem bez pasji, czy to ksiądz
sugeruje?
Niedomaspuściłgłowę. Usiadłprzystolei skonfundowany
potarłpalcamisiwiejącebrwi. - Niczego nie sugeruję. Moim zdaniem należy wybrać
kierunekbliższysercu. - Skąd ksiądzwie, cojest najbliższemojemu sercu? Może
niechodzimiobliskisercukierunek, możeniechodzimio
uczelnie, może tak naprawdę niewiele obchodzą mnie