Dziady.....................................................................................................
W tamtym tygodniuAureliusz nasłuchał się conie co
od Ameliji o nieprzerwanej z jej strony przyjaźni do
Sergiusza. Słuchał o tym, jak to niegdyś brakowało jej
pewności siebie w kluczowych kwestiach, pal lichojakich,
Amelijawychodziłanastrasznegotchórza.
...Cóż, żezdaniatewciskałapomiędzydoliny igrzbietyfal
morzainnych informacji; codziejesięu niej w szkole ico
dziejesięnakorepetycjach,gdyżw klasiematuralnejnauka
stała się jej życiem, mogłoby się zdawać. A całą uwagę
chłopaka rozpraszał jeszcze wzrok jego partnerki, nieco
nieobecny, trochę smutny. Jakby bała mu się spojrzeć w
oczy, a przez nie dalej, w duszę, w obawie że on też by ją
prześwietlił.
Tylkoocomogłojejchodzić?Możetotylkowinapogody,
ktoś kiedyś powiedział, iż do od niej zależny bywa humor
kobiety. W istocie – tamtego popołudnia, kiedy to po
lekcjach Amelija wolała akurat wyjść z Aureliuszem na
szybkispacerniżuczyćsięmatematykiażogodzinędłużej,
było pochmurnoi chyba zbierało się na deszcz. Usiedli na
losowymprzystankuautobusowymizłapalisięnieśmiałoza
ręce,jakbywtymgeściechcielizawrzećatmosferępanującą
wpierwszymmiesiącuichzwiązku.
- Słyszałeśolubowskichobchodachświętadziadów?
- Słyszałem,alenigdywnichnieuczestniczyłem.
- 4 listopadamająsięodbyćwtymroku.Ostatnio,roktemu,
pomyślałam sobie, że... pójdę tam ze swoją miłością, mój
Boże!–wybuchłapłaczemzwracającnasiebieuwagęosób
czekającychwówczasnaautobus.–Dajmichwilę.
Majączespoloneciała,czekalitakdobredziesięćminut.
Aureliuszodbierałwszedrgania, jakieemitowałykończyny
itorsAmelijiwsposóbmimowolny. - Chceszmi opowiedzieć otychdziadach? –zapytał, nos i
czołoprzykładającdojejnosaijejczoła. - Tak,ale...przepraszam.Obiecałam sobienigdyniepłakać
przymiłości.