ProblemCelestii.....................................................................................
Z racji tego, iż Amelija chwytała się każdego środka,
bynauczyćsięrysunku, poprosiłaopomocCelestięNowak
pewnegoranka,gdywychodziłydoszkoły.
Sergiusz nie dość, że wstał zaledwie pół godziny przed
rozpoczęciem lekcji, to jeszcze po kwadransie gapienia się
wekrantelefonuuznałbezceremonialnie,żewsumie,toon
sięźleczujeinigdziezdomuniewyjdzie.
Tamtego dnia Riekowa przeprosiła pianistę Mateusza, z
którym siedziała od początku roku szkolnego, za
przemieszczeniesiędoCelestii.
Celestia kreśliła ołówkiem na kartce podstawowe bryły z
czułością godną artysty-rysownika. Amelija odtwarzała jej
ruchy,rysująclinietopornieciężkie, nienadającesięnawet
dowymazania, a do wykreślenia co najwyżej. Nieumyślnie
zadawałakartcerany, zamocnodociskając dońołówek;po
cóżmiałabynasiłęudawaćdelikatnośćbędącącechą,której
nieposiadała?
- Oderwij tenołówekodkartki! –szepnęłaniebieskowłosa
głosemnieustannieprzepełnionymcierpliwością.
Amelija w pretensjonalnym geście uniosła przyrząd
kilkanaściecentymetrówponadkartkę. - Alenieażtak...Rozluźnijnadgarstek.Pomachajnimsobie.
Aleteżniemyślotym,żegorozluźniasz,najlepiejoniczym
niemyśl. - Przepraszam...tochybaprzeztęprezentacjęzchemii.
- Anakiedyjąmasz?Nadzisiaj?
- Tak. Nanastępnejlekcjiprzedstawiam.Miałamtorobićz
Sergiuszem, aleon sobiezostał w domu, boczemu, kurwa,
nie–woczachRiekowejwznieciłysięiskry,jakichCelestia
nigdywcześniejniemiałaokazjioglądać.Zdawałobysię,że
oweiskrysąw staniepodpalićwszelkietkankiw jejciele i
zmieszaćje w jedną smolistąmasęskładającąsięz wody i
węgla. - A gdybyśmy się spytały, czy mogę ci pomóc ją
przedstawiać?–zasugerowałaCelestia.