wskazywać miała rozkład pociągów? Dla tych paru
znudzonychkasjerówpijącychświąteczneherbatywswoich
budkach?
Za oszkloną częściąbudynkutoczyłosiężycie. Samochody
mijały się i rozjeżdżały na jezdniach absolutnie
wyglądających bardziej skomplikowanie, niż w Lubowie, a
nawetw ZłotejWektorowej. Taksamo tramwajew kolorze
zieleniiżółci.
Bezceremonialniewsiedliw jedenznich, właśnieruszający
znajbliższegoprzystanku.
- Gdziemusimyjechać?–dociekałAureliusz.
- Na przystanek Politechnika – odpowiedział z dumą,
spoglądając nań jakby z góry, choć i tak byli podobnego
wzrostu. – to jakiś kwadrans jazdy tramwajem. Stamtąd w
pięć minut przejdziemy do mojego bloku i wejdziemy na
trzynaste piętro, także przygotujcie się na... sporą ilość
schodów,cotudużomówić.
Westchnęligłęboko.
PrzystanekPolitechnikaniewyróżniałsiędosłownieniczym
spośród innych przystanków tramwajowych w wielkim
Poznaniu. Może nawet swoją nadzwyczajną przeciętnością
stawał się jeszcze mniej oryginalny w porównaniu do
przystankówtakbardzodoniegopodobnych.Niemażadnej
rzeczy, jaką można by było stwierdzić o przystanku, z
któregonajliczniejkorzystalistudenciuczelnitechnicznej, a
zwłaszczawydziałuBudownictwaiInżynieriiŚrodowiska.
Miejsce,wjakimodponaddwóchlatżyłTomasz,stanowiły
ciche bloki. A przez ciemność spowijającą miasto,
wydawały się takie brudne i takie... trochę patologiczne.
Aureliusz wciąż miał z tyłu głowy obraz estetycznych,
zadbanych budynków, które widział w tamtym miejscu
przed laty, przejeżdżając tam autem z rodzicami. Cóż,
rzeczywistość się zmienia i zawodzi. To, jak ta okolica
wyglądałakiedyś,niemiałojużżadnegoznaczenia.
Nejnadel, Student i Riekowa, wspinając się na najwyższe
piętro, spotkali na jednej z klatek schodowych pewnego
chłopca.Mógłmiećmaksymalnieosiemlatnakarku,takby