Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

Do podziemi wchodziło się przez zakamuflowane drzwi
przedszkolnej kuchni. Klucz wisiał w biurze Antoniny na
haczyku,naścianie.W istocie, wyglądał jakkluczpasujący
jedyniedostarychkłódekczyzamków.
Wpokoikuunosiłsięzapachspecyficznydlaprzestarzałego
papieru i kurzu. Amelija zaczęła kichać agresywnie, wręcz
niemogąctegookiełznać.Nacałeszczęściebyłśrodekdnia,
zatem słońce oświetlało pomieszczenie wpuszczając swoje
promienieprzezoknoocienkiejszybie.
Sięgnęła po losową teczkę z metalowego regału, który
wbrewpozoromniebyłpobrzegizapełnionydokumentacją,
a jak mogłoby się wydawać przez fakt, że do tajnych
informacjiwyznaczonoosobnepomieszczeniewpałacu.
Żółta teczka o wykaligrafowanych w języku niemieckim
napisach miała postrzępione brzegi i na pierwszy rzut oka
wyglądała na pustą. A znajdował się w niej tylko jeden
dokument, na który ktoś przed laty wylał jakiś bliżej
niezidentyfikowanypłyn,byćmożekawę.Możejakiślekarz
zzawodu, może lokalnyhistoryk, możeWandaRiekowa, a
możeBógwiekto?
Ten oto dokument, którego Amelija nie była w stanie
przetłumaczyć na poczekaniu, lecz po uczynieniu tego w
domu, dowiedziała się, oczym była weńmowa. Właściwie
wszystkie dokumenty ukryte na tamtejszych półkach przed
światem zewnętrznym miały analogiczną treść. Na
kilkudziesięciu mężczyznach XYZ, z czego tylko część
posiadała nazwisko Riekowy, ale na wszystkich z nich,
wykonano wyrok kary śmierci poprzez powieszenie. Ich
bezwładneciałaświeżościągniętezestryczkasfotografował
ktoś, kto maczał palce w zbrodniach. Wywołał zdjęcia i
umieścił w odpowiednich teczkach, zapewne mało
poruszonywidokiemokrężnychrannaszyjachdelikwentów,
najpierwwidzącjewformiesinej,potemwformieczarno–
białej.


Ja naprawdę starałam się, by nic nie wylądowało na
podłodze, aletaksięw końcustało. W powietrzubłyszczały

Free download pdf