Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

oprócz ludzi chodzących po suficie i drżących nieopodal
topoli,Amelijazapamiętujepowitanie.
...Po czym dom przy ulicy Bolesława Prusa wypluje ją.
Rozluźnią się jej mięśnie. Dziewczyna dotruchta do płotu
dróżką pomiędzy zielenią nie poświęcając dostatecznej
uwagi listkom zaopatrzonym w chloroplasty, tylakoidy i
barwniki przechwytujące fale świetlne o określonych
długościach.Dlaczego?
Jej serce nie bije bowiem wystarczającomiarowo. Bije za
głośno, przykuwając doń zbyteczną uwagę. Cóż za
meilensteinowskiepodejście!
Oczekuje, że zamknie się za nią furtka i będzie mogła
definitywnie odejść, pozostawiając tamtendom w wiecznej
przeszłości. Wdycha topolowytlen i dziękuje światuza to,
że niewytworzyłani jednegouniwersum,w którym byłaby
szczęśliwaubokuJana.Nawetwantyświecie!
...Gdyby jednak na drodze wewnętrznej ewolucji udało jej
się wstąpić w owy gatunek, gatunek Kowalskich-
Meilensteinów, nie przetrwałaby będąc najsłabszym,
nieprzystosowanym osobnikiem. Owszem, pobierałaby
dwutlenekwęglazamiasttlenujakroślinka,którąitaknigdy
w pełni nie mogłaby się stać. Którą można jedynie
podziwiać, któradaje ludziom uciechę swą morfologią, a z
którą nie można się rozmówić, nie można niczegoprzeżyć
starającsięwejśćzniąwmiędzydomenoweinterakcje.


Obudziłasię,abyzasnąćnapowrót.


Amelija w tym śnie była świeżo upieczoną studentką
nieokreślonegobliżejkierunkunaPolitechnicePoznańskiej.
Miaławrażenie,żepustkawypełniłamiesiąceciężkiejnauki
i rekrutacji. Czuła się jakby od lat siedziała na tym
niewygodnymkrześlenaprzeciwJana,choćniemiałazegara
odmierzającego czasgry. Uznała go za rzecz zbędną. Czas
gry należało mierzyć w skali bólu pleców, jaki doznawała
pochylając się nad szachownicą wciąż jeszcze wypełnioną
pionami.

Free download pdf