Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

sukcesywnie go spowalniając. Skóra na owej twarzy z
ustępującym trądzikiem była nieco wiotka, być może ze
względu na szczupłość delikwenta. I ten nos – zwyczajnej
wielkości z rzutu frontowego, a orli z profilu, z tym
dyskretnym garbem, nie wiadomo, czy zdeterminowanym
genami,czypewnymnieszczęśliwymzdarzeniem.
Gdyby Amelija zasłoniła dłonią lewą część jego oblicza,
odniosłaby wrażenie, jakoby miała do czynienia z
człowiekiem chorym, dogranic możliwości przeziębionym,
albozwiotczałym i bezwładnym. Gdybyjednak przysłoniła
stronę prawą, dostrzegłaby podręcznikowy przykład
osobnika, którego w ramach skrótu myślowego nazwałaby
„młodym piorunem”; ospojrzeniubystrym i błyskotliwym,
zaopatrzonym od sprzyjającego losu witalnością i
determinacjądorobieniarzeczywielkich.
Usta jego nie potrafiły zginać się w symetryczny uśmiech.
Za każdym razem, kiedy Jan znalazł powód, aby się
uśmiechnąć, lewy ich kącik unosił się o pół centymetra
wyżej od prawego, zatem lewa zmarszczka była bardziej
wydatna od prawej. Usta miał pełne i wypielęgnowane,
tylko wąsa nie zawsze golił dokońca, zapewnez nieuwagi
czy z wrodzonego pośpiechu. Lewe jego ciemne oko
otwierało się szerzej niż oko prawe, na które opadała
powieka, pozbawiając je blasku od każdej ilości światła,
jaka mogłaby się weń odbić. Żadną niespodzianką nie
byłoby, gdyby Amelija wspomniałaby o niezbyt gęstych,
choć kształtnych brwiach układających się na jego twarzy
również w sposób niesymetryczny. To czyniło Jana
Kowalskiego-Meilensteina wiecznie niezadowolonym,
zmęczonym,skonfundowanymizniesmaczonym.
Ichoćwiększośćwłaściwościjegoaparycjiniezmieniałasię
przezlata, towłosyzdążyłyposzarzećnieznacznie. Amelija
uznałanawet, żebrzydkosię zestarzał. Był w absurdalnym
wieku prawie dwudziestu lat, a jego ciemna jeszcze
niedawnoczupryna zdawała się płowieć najejoczach. I te
cholerne bruzdy na twarzy, te kojarzone z uśmiechem
bruzdy, które przecież posiadał od urodzenia, rozciągające

Free download pdf