Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

myślę... Nigdynie miałczasu, twierdził, żemusi sięuczyć.
Nawetkiedyś, gdyobojenależeliśmydogrupy liturgicznej.
Wtedy przybierał taki właśnie surowy wyraz twarzy. Miał
piekło na twarzy, dzięki niemu mogłam spoglądać w
kościelenapiekło.Agdygozobaczyłam,wtedy,wkwietniu,
całe moje ciało zaczęło drżeć, a ja nie mogłam tego
kontrolować, nawet mójoddech stałsiędrżący. Takmisię
to podobało, że nie chciałam nigdzie uciekać, chociaż
momentami czułam, jak mocno bije moje serce, a
momentami – nie mogłam wyczuć u siebie pulsu. Nie
chciałam ukracać chwili, w której mogłam popatrzeć na
człowieka nie opuszczającego moich myśli na ani jeden
dzień, już od kilku lat. Tym bardziej, że niebawem miał
opuścićnaszeliceum. Niewytrzymywałamambiwalentnych
emocji, cieszyłam się, że go widzę, ale stresowałam się do
tego stopnia, że wbijałam paznokcie mocno w skórę
zaciśniętychpięści,ażpowstałynanichczerwonekręgi.Nie
uciekałam wzrokiem, kiedy ukradkiem zdarzało mu się na
mnie spojrzeć. Nie ukradkiem, zapewne, leczprzypadkiem.
Przycupnął na ławce. Założył nogę na nogę i oparł się o
ścianę, odchylając przy tym głowę do tyłu. Nim odszedł,
spojrzał na mnie spod delikatnie rozwartych powiek, tymi
swoimi ciemnymi oczyma. Nie było w nich dostatecznego
skupienia, ale myślę, że gdyby Jan był niebieskooki, jego
skupienie zdawałoby się chyba zerowe. Wnet ktoś go do
siebie zawołał i zniknął tam, skąd przybył. Momentalnie
przestałam drżeć i poczułam głęboką nostalgię. W tej
spokojnej nostalgii uświadomiłam sobie, że nie
reagowałabym tak na osobę, która jest mi obojętna.
Pomyślałam oświecie,codobryjest, bochodziponim Jan
Meilenstein. Świat, a raczej życie bez niego... byłoby tak
małosoczyste.Pozbawionenienawiści.Zakładając,iżdobro
nieistniejebezzła,Janjestzarównoprzyczynąwszystkiego,
codobre,jakiwszystkiego, cozłew moim małymświecie,
dzięki temu osiągam balans. Bez skrajnych emocji, jakie
wywołaću mnie jest w stanie tylko Jan, wszystkostajesię
mdłe.Niewidziałamgoodkońcówkikwietnia.Kwestionuję

Free download pdf