Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

Sergiuszkłócisięzojcem........................................................................


Włosy przykleiły się do jego spoconego czoła. Był
zmęczony, lecz jego twarz zdawała się dziwnie łagodna,
pokorna. Miał zaczerwienione policzki i gałki oczne, choć
jednocześnie zdawał się być szary. Być może z powodu
niewyspania, a być może dlatego, że ostatnie godziny
przesiedziałwpiwnicyswegodomu.
Znalazł się w niej z powodu przeszklonych drzwi w jego
własnympokoju.Niemógłdłużejznosićjużsprzeciwu,jaki
wywoływałuojcaswoiminocnymiposiadówkami.Przecież
siedział cicho i z przyciemnionym do granic możliwości
światłem. Anawetjeżelipanowałaporanna,dziennaczyteż
popołudniowajasność, to rodziceprzechodzący korytarzem
byliw stanie ocenićjegopołożenie. Dokładniewiedzieli, o
której godzinie Sergiuszleżał w łóżku (i w jakiej pozycji),
kiedy bez celu chodził po pomieszczeniu, a kiedy – z
nieokreślonego bliżej powodu– siedział zadkiem na blacie
biurka. Ta anomalia zawsze budziła nieuzasadniony
niepokójupaniZielińskiej,dlategożwchodziładowewnątrz
bezpukania,konfundującswojedziecko.
Przecieżononierobiłonicobiektywniepodejrzanego.
Jego zbrodnią był fakt, że wolało czytać akademickie
podręczniki o roślinach zamiast uczyć się matematyki na
maturęwzakresiepodstawowym.
Wybuchały kłótnie, frustracja lała się jako łzy po
sergiuszowych policzkach. Starcia wywoływały
nieprzyjemne odczucia pod jego czaszką, mózg mrowił,
Sergiusz myślał. Myślał tak długo, że wykombinował
przeniesieniesiędopiwnicy,dlaświętegospokoju.
Marzył kiedyś o pokoju w piwnicy. Jego ściany
pomalowałby na kolor zielony i rozłożył na półkach
kolekcje cieniolubnych roślinek, które by zakupił.
Blokowała go tylko wizja przybrania na wzroście, a co za
tym idzie–garbieniasięzakażdym razem, gdywejdziedo
pomieszczenia.

Free download pdf