Następnego dnia lekcje były na tyle luźne, że można
było zrobić sobie wolne. Mało tego, był to dzień
osiemnastych urodzin młodego Zielińskiego, a zarazem
dzień najciszej świętowanych osiemnastych urodzin, w
jakim Ameliji dane było uczestniczyć. I tak byli bardzo
zajęci.
Zaczęli odwizyty ufotografa. Wykonali zdjęciakonieczne
do wyrobienia wiz i załatwili związane z nią procedury,
podróżującautobusemtotu,totam.
Amelija zaskoczyła się, kiedy drzwi do lubowskiego
domuniedałosięotworzyć. Notak–Antoninakisiłasięw
muzealnym gabinecie, a Radzio nieodpuszczał sobie nauki
zewzględunazagrożenia, toteżmusiałprzebywaćw Złotej
Wektorowej,wliceum.Dziewczynabyłazmuszonaudaćsię
dociotki i znaleźć jakikolwiek pretekst, bydała jej klucze,
co było konieczne, by wziąć kartę z maminymi
oszczędnościami.
Nie chciała trzymać siebie samej w napięciu. Nakazała
Sergiuszowi poczekać na zewnątrz, na jednej z ławek
otoczonychkrzakamiróż. Nieroztrząsała własnychemocji,
by jej serce nie zaczęło bić zbyt mocno, zanim zapuka do
gabinetuAntoniny.
- Cześć, pożyczysz mi klucze od domu? Zostawiłam w
nim... podręcznik od matmy –rzekła na powitanie, czując,
żezaczynasięchwiać. - Apococion?–Antoninapoprawiładrucianeokularyna
zgrabnymnosku. - Jutromatematyka.
- Czemuniemaciędziśnalekcjach?
- Hm,jestwycieczkanaktórąniepojechałamjakojedyna.
- Niedołączyliciędoinnejklasy?
- Zapomnielichyba.
- Niemożeszpożyczyćjutroodkogośtejksiążki?
- Nauczycielkaniepozwaladzielićsięksiążkami.
- Niejestminarękęjechaćztobądodomu.
- Todajmiklucze,przyniosęjezpowrotem.