w kompartmencie antagonistów mogły przebywać maksymalnie
dwie osoby na raz (Florkowska do Bitterbösa: „NIE DAJ, BOŻE,
ABY COŚ MU SIĘ STAŁO!!!”).
O ile wizyta w kompartmencie taksonomów nie wywarła na
Bitterbösie jakiegokolwiek wrażenia, nie można powiedzieć tego
samego o kompartmencie pedagogów. I nawet nie chodzi o to, że
idealnie komponował się z jego wygórowanym ego, lecz to również
jest prawda. Można powiedzieć, że poznał tam swoją bratnią duszę.
Stara, tleniona blondyna na obcasach, która zmierzyła go
wzrokiem zaraz po tym, kiedy postawił nogę na Uniwersytecie w
Grodziszczku, postawiła na szczerość już od pierwszej rozmowy:
— Prysznic by ci się przydał, dziecko.
— A pani nie wstyd się stroić, jak ladacznicy?
— A co ty sobie, gówniarzu, wyobrażasz, że tak się śmiesz
odzywać do Magister Jadacznicy?
— „Jeżeli chcesz uniknąć krytyki, nic nie mów, nic nie rób,
bądź nikim”. Tak Arystoteles powiedział.
I choć nawet się do siebie nie uśmiechnęli... ba, wręcz z
obrzydzeniem spoglądali wciąż na siebie – właśnie w ten sposób
połączyła ich nić porozumienia. Tylko tyle i aż tyle.
A pani Basia i pani Dorota stały jak wryte i spoglądały na
Florkowską, jak gdyby chcąc spytać ją, skąd wzięła ona takiego
impertynenta.
Natomiast przy Lustrze Odwrócenia Wszystkich Własności
był już sam na sam z antagonistą. Stanął naprzeciw urządzenia i
choć działało ono całkowicie poprawnie – ukazało Bitterbösa takim,
jakiego każdy mógł go oglądać.