— Jak to?!
— Nie ma żadnej baby.
— To co ja mam robić?! – krzyczał, podnosząc ręce. – Co ja
mam robić?! JA CHCĘ JEŚĆ!
Florkowska znowuż spojrzała na Marka, tym razem już
bardziej niepokojąc się, niż śmiejąc, tym samym przekazując mu
niechlubny przywilej kontunuowania rozmowy z Bitterbösem.
— No cóż... na drugim końcu Uniwersytetu jest stołówka. To
tam jadamy. Ale jedzenie musimy sobie zrobić sami, wszystko z
reguły jest w lodówkach.
— Dobrze, poproszę w takim razie Pryncypałki i sok
porzeczkowy.
— A mówiłam, nie ma tu żadnej baby, która ci to przyniesie –
Florkowska dała mu przykład, wyjmując z szafy świeże ubrania. –
Chodź, pójdziemy razem. Zobaczysz, co i jak.
Kolejny crop-top. Tym razem jasny. A do tego spodenki do
połowy ud.
— Chłopaki, myjecie się?
Zaprzeczyli, a Florkowska zniknęła za kurtyną materiałową,
wszak kwatery pracowników Uniwersytetu w Grodziszczku
posiadały tylko jedne drzwi – wejściowe/wyjściowe. Nie wiadomo
nawet, czym było to motywowane, jednak kobieta zdawała się nie
mieć z tym problemu. Bitterböse dobrze o tym wiedział, a myśli o
jej słodziutkich, dużych piersiach, nie dawały mu spokoju.
Marek ubrał się szybko i ruszył już do stołówki, a Bitterböse
usiadł na krawędzi łóżka i spojrzał w telefon.
Trzydzieści dwa nieodebrane połączenia od Zelotypii i
czterdzieści dziewięć wiadomości – również od niej. I choć
zapatrzył się na nie przez dłuższą chwilę, oderwała go ruminacja.
kasia kuszak
(Kasia Kuszak)
#1