demoralizacja?), obmacywanie się („Żadnego trzymania się za ręce!
Pies weźmie tyle, ile suka da!”), a później uwagi w dzienniczku na
ten temat były przez ów dzieci wspominane z uśmiechem z
zaciśniętymi zębami.
Nie uważała poglądów za coś, czego należy się wstydzić, a tym
bardziej przed najmłodszymi, nawet więcej – zdawało jej się, że
rodzice ich uczniów wstydzą się swojego wstydu nad swoimi
pociechami. I choć wstyd, przeciwnik autonomii, kształtuje się w
człowieku we wczesnym dzieciństwie – Magister Jadacznica
wyczuwała pewne jego znaczące deficyty. Czuła się więc
zobligowana do przeniesienia nań odpowiedniej jego dawki:
- Zawstydzała dzieci od czubków ich głów, choć jej
zdaniem było to raczej dzieleniem się z nimi poglądem
na temat fryzur. Długość włosów chłopców nie powinna
przekraczać trzech centymetrów, ponieważ bujniejsze
czupryny rozpraszają dziewczynki na jej zajęciach. Te
natomiast, emanować miały swą dziewczęcością nosząc
włosy długie, jednak skromnie splecione w warkocz. - Od głowy przechodziła niżej, do ciał dzieci. Jako osoba,
która zachowała szczupłość do sześćdziesiątki a nawet i
dalej, polecała swoim uczniom – „Lepiej jest być za
chudym niż za grubym, bo łatwiej jest przytyć niż
schudnąć!”. - Zdarzało się, że do ów małej szkoły, w której pracowała,
chodziły całe rodzeństwa – brat do klasy wyżej niż jego
siostra lub w innej podobnej kombinacji.
Wykorzystywała psychikę uczniów jako pole dające jej
największe pole do zawstydzania. A jak lepiej
zawstydzić, jak poprzez porównanie? Sytuacja, w której