oddechem, jaki poczynił, okupując przenajświętsze jej terytorium.
- Dlaczego akurat Uniwersytet w Grodziszczku?
— Nie wiesz, że to niekulturalnie gościć się w nieswojej
kwaterze, jak cię nikt do niej nie zapraszał?
— Co ty, Magister Jadacznico. Mama mi zawsze powtarzała,
że jestem całkowicie bezproblemowy. Siedzę cały czas w domu. Z
nikim nie wychodzę. Nie wracam po nocach. Nie znikam na całe
dnie do pracy. Cały czas ma mnie ze sobą, więc jestem super. Myślę
więc, że tobie również nie będę sprawiał problemów moimi
wizytami.
— Jakimi wizytami? Przecież to, że tu jesteś, to jest jedno
wielkie nieporozumienie. Właściwie, powinnam cię wyrzucić za
zakłócanie wiru domowego i naruszenie przestrzeni. Mam do tego
święte prawo.
— Wszyscy pracujemy na jeden rachunek, prawda? Wszyscy
jesteśmy pracownikami Uniwersytetu Dusz, nie powinniśmy
tworzyć jedności, nie mieć przed sobą tajemnic?
— A i owszem, powinniśmy mieć przed sobą tajemnice.
Takich dwudziestoparoletnich pierduśników nie powinny
obchodzić dzieje starej baby.
— Starej?
— Starej. Do sześćdziesiątki pracowałam w szkole
podstawowej kilka kilometrów stąd. Od pięciu lat pracuję tutaj.
Teraz dokonaj prostego rachunku.
— I co z tego, że masz sześćdziesiąt pięć lat?
— To z tego, że różni nas lat czterdzieści. Za dużo, aby
wzajemnie zrozumieć nasze wartości. Za taką bezproblemowość,
jak u ciebie, sto razy już by mnie wyrzucili z domu.