Polityka - 25.03.2020

(Barré) #1

[ TEMAT TYGODNIA ]


Coraz więcej osób przeczekuje poza domami. W Poznaniu
200 osób czeka w jednym z akademików po tym, jak u studenta
potwierdzono wirusa. Akademiki to osobna historia. W tych
należących do Politechniki Warszawskiej po ogłoszeniu pan-
demii wszyscy polscy studenci dostali polecenie, że mają na-
tychmiast je opuścić, ale ci z zagranicy już nie. Po 20 0–250 osób
zostało w pustych budynkach, nie mogąc tymczasem przekro-
czyć granicy RP. Za to studenci SGH w większości zostali w aka-
demikach. Teraz władze samorządowe próbują przekształcić
częściowo puste akademiki i ośrodki zdrowia w miejsca kwa-
rantanny dla tych, którzy nie mogą odbyć jej w domu. Na wy-
padek gdyby takich osób nagle przybyło.
Bo potencjalnie zarażonych przybywa – podobnie jak sa-
mych zarażonych. Sanepidy nie wyrabiają się z ich obsługą.
Na wojewódzkich i powiatowych stacjach ciąży obowiązek
konsultacji telefonicznych i informowania obywateli o postę-
powaniu w przypadku zaobserwowania u siebie symptomów
choroby, a także wykonywania testów. Jednak dodzwonienie
się na infolinię sanepidu już od wielu dni jest praktycznie nie-
możliwe. Po połączeniu najczęściej można usłyszeć informa-
cję, że w kolejce do rozmowy czeka kilkadziesiąt osób. Główny
Inspektor Sanitarny zwrócił się w związku z tym do rektorów
uczelni medycznych w całej Polsce o pomoc w zaangażowaniu
studentów ostatnich lat medycyny, farmacji czy nauk o zdro-
wiu, do świadczenia wolontariatu na infoliniach – ale jeszcze
nie udało się tego zorganizować.


Poza Polską wciąż przebywa nawet kilkaset tysięcy Pola-
ków; gdy uda im się wrócić, oni też będą musieli się poddać
1 4-dniowej kwarantannie. Gdy w piątek 13 marca rząd ogłaszał
zamknięcie granic, szacowano, że poza krajem znajdowało się
od 200 tys. do nawet 0,5 mln Polaków. Zapewniano, że mimo
iż od niedzieli wszelkie międzynarodowe połączenia lotnicze
czy kolejowe zostają wstrzymane, rząd pomoże w powrotach
do domu, uruchamiając program Lot Do Domu. Przebywający
za granicą Polacy mieli rejestrować się na lot przez specjalną
stronę internetową, czarterowe samoloty Lot miały docierać
do każdego niemal miejsca na świecie i zabierać ich do domu,
a koszty takiego przelotu miały być zryczałtowane, czyli nie
przekraczać 800 zł za lot z Europy i 2, 4 tys. zł za lot znnego kon i -
tynentu (rachunek państwo wystawi ściąganemu, mimo że już
wcześniej opłacone, często dużo tańsze bilety, przepadły).
Na razie wróciła tylko część. Większość na własną rękę. An-
drzej, wykładowca akademicki, razem z grupą przyjaciół miał
na niedzielę zaplanowany lot powrotny z malezyjskiej wyspy
Langkawi do Dohy w Katarze, a stamtąd do Warszawy. Na Okę-
ciu mieli być w poniedziałek o 5 rano. Już w sobotę okazało się,
że lot z Dohy do Warszawy nie odbędzie się, a w niedzielę na lot-
nisku poinformowano, że całe ich połączenie jest anulowane.
Jednak linie lotnicze nie poczuwają się do zapewnienia im in-
nego, mogą jedynie zwrócić pieniądze na voucher, ponieważ
to sytuacja wyjątkowa, nie z ich winy. Podobne relacje można
było przeczytać u wielu Polaków, którzy rozsiani po różnych
kontynentach zdani byli sami na siebie i o swoich problemach
donosili na bieżąco przez internet.
Szybko bowiem okazało się, że Loty Do Domu odbywają się
zaledwie z kilku miast, głównie z tych, które Lot już wcześniej
na stałe obsługiwał, np. z Londynu czy Tbilisi, natomiast po re-
jestracji na stronie i zgłoszeniu chęci powrotu z innego miej-
sca najczęściej po prostu nikt się nie odzywał. Pomocne nie
były również konsulaty ani ambasady – w opowieściach wielu
osób powtarza się, że nie można się było do nich dodzwonić lub
na przykład w weekend były zamknięte. Andrzej z przyjaciółmi
ostatecznie do Europy trafił kilkoma samolotami. Z Langkawi


przelecieli do Kuala Lumpur, z Kuala Lumpur do Bangkoku,
z Bangkoku do Zurychu i stamtąd ostatecznie do Frankfurtu
w Niemczech. Zarezerwowanym przez internet wynajętym sa-
mochodem (jak podkreślają jednym z ostatnich dostępnych,
bo wiele osób wpadło na podobny pomysł) wracali z Niemiec
do Polski we wtorek, a więc w dzień, gdy internet aż huczał
od doniesień o korkach tworzących się na niemieckiej granicy,
sięgających np. na przejściu Görlitz–Jędrzychowice aż 60 km.
Dramatyczna jest sytuacja ludzi czekających na przejściach
granicznych. To irzewoźnicy, kierowcy TIR, wracający Polacy, p
często rodziny z małymi dziećmi. Rodzice z dwójką, z których
młodsze miało 3 miesiące, próbowali przedostać się na przód
kolejki, ale kierowcy ich blokowali, aż w końcu zdesperowa-
na matka wyciągnęła wózek i 8 km do granicy przeszła pie-
szo, po czym i tak strażnicy kazali jej wrócić do samochodu


  • bo przejście było samochodowe.
    Stojącym po kilkanaście godzin w korku brakuje picia i je-
    dzenia, także możliwości ogrzania się, gdy w nocy spada tem-
    peratura, potrzeby fizjologiczne muszą załatwiać w pobliskim
    rowie. Już w zeszłym tygodniu pomoc podróżnym zaczęli nieść
    mieszkańcy przygranicznych miejscowości, którzy dowozili
    i rozstawiali wzdłuż drogi zgrzewki wody i jedzenie. Niemiecka
    policja rozwoziła kawę i formularze wjazdowe, które podró-
    żujący mieli wypełniać na granicy. Dopiero czwartego dnia,
    w środę rano, MSWiA zdecydowało się uruchomić dodatkowe
    przejścia graniczne z Niemcami, Czechami i Litwą, co pomogło
    choć trochę rozładować kolejkę.
    Na Facebooku 17 marca powstała specjalna grupa „Autostra-
    da A4/Görlitz–Jędrzychowice/Zaopatrzenie”, na której ludzie,
    głównie ci mieszkający nieopodal, skrzykiwali się do pomo-
    cy stojącym w kilkudziesięciokilometrowych korkach po-
    dróżnym. Za jej pośrednictwem jedni wysyłali swoje prośby
    o pomoc – jak pan Konrad, w sprawie kuzyna, który utknął
    na granicy w Świecku z rozładowanym akumulatorem, albo ją
    oferowali – jak zawodowy kierowca ciężarówki, który na przej-
    ściu spędził 31 godzin i za wsparcie na granicy dziękował m.in.
    Niemieckiemu Czerwonemu Krzyżowi, motocykliście rozwo-
    żącemu bułki, niemieckim obywatelom, którzy z wiaduktów
    w koszykach spuszczali jedzenie. I podkreślał: „Rząd się na nas
    wypiął, ale wy nie! Szacunek i ukłony w waszą stronę, pamiętaj-
    my, że dobro wraca. W niedzielę wracam z powrotem na trasę
    i również zabiorę potrzebne rzeczy dla kierowców, którzy tam
    utkną”. O akcji błyskawicznie zrobiło się głośno w sieci. W wie-
    czornych wydaniach „Wiadomości” o korkach, braku toalet
    i ogólnym horrorze na granicy nie mówiono nic. Tymczasem
    już następnego dnia portal TVP Info podał informację, że akcję
    pomocy i przekazywania żywności dla kierowców na granicy
    rozpoczął PKN Orlen, o okolicznych mieszkańcach nie wspo-
    minając ani słowa.


Atmosfera samopomocowa w społeczeństwie trwa. W in-
ternecie odbywają się zbiórki pieniędzy na dodatkowy sprzęt
potrzebny służbie zdrowia, restauracje sponsorują darmowe
posiłki dla lekarzy i pracowników szpitali. W ostatnich dniach
głośno było też o Irakijczyku, właścicielu lokalu z kebabem
w podwarszawskim Radzyminie, który realizował zamówie-
nie dla ratowników medycznych i na rachunku opiewającym
na 9 groszy napisał wiadomość: „Dzięki was, ratujecie nasze
życie od koronawirus. Pozdrawiam Król Alibaba”. W jego ślady
poszło też wielu innych restauratorów imigrantów, oferujących
szpitalom darmowe posiłki kuchni indyjskiej czy wietnam-
skiej. Optymiści mówią, że dzięki koronawirusowi wróciła
solidarność. Realiści podkreślają, że to tylko na jakiś czas.
VIOLETTA KRASNOWSKA, MARTA MAZUŚ, JULIUSZ ĆWIELUCH
Free download pdf