pracowników przychodzi codziennie.
Gotują na wynos. Wszyscy są zatrud-
nieni na umowę o pracę. To koszt około
12 tys. zł miesięcznie. Prąd i woda – kolej-
nych kilka tysięcy. Około 30 tys. to mie-
sięczny koszt produktów, które trzeba
kupić do kuchni.
Jacek jest przygotowany na to, że jego
niewielka rodzinna restauracja prze-
trwa zamknięcie nawet do dwóch mie-
sięcy. Ma odłożone pieniądze, z któ-
rych będzie płacił pensje. Jeśli okaże
się jednak, że kryzys potrwa dłużej,
zacznie zwalniać pracowników: – Nie
chcę tego robić. Wiem, że pensja dla tych
ludzi do podstawa utrzymania. Ale gdy
nie będę miał wyjścia, zrobię to. Jesteśmy
z rodziną w stanie prowadzić restaurację
sami – mówi.
Pytany o pakiet pomocowy przedsta-
wiony przez rząd, macha ręką: – Co ja
mam powiedzieć? Przecież każdy ma in-
ternet i sam może przeczytać, ile pienię-
dzy wyłożą na pomoc we Francji, Danii czy
Niemczech. 5 tys. zł pożyczki dla małych
firm do dziewięciu pracowników, kiedy ja
samych pensji płacę 12 tys.? Czy ja mam
to komentować?
Domino
- Jeśli kryzys się przedłuży, będzie dra-
mat – mówi Maciej, który prowadzi we
Wrocławiu niepubliczny żłobek i przed-
szkole. – Część żłobków niepublicznych
jest dofinansowana z budżetu miasta.
Jeśli przez miesiąc nie będziemy świad-
czyli usług, istnieje zagrożenie, że miasto
nie wypłaci tych dotacji. Z kolei dzięki
wsparciu z ratusza możemy oferować
rodzicom niższe ceny. Jeśli tego zabrak-
nie, a ceny wzrosną, stracimy klientów.
To wywoła kolejne konsekwencje: nie bę-
dziemy mogli wypłacić pensji i zapłacić
za faktury.
Miesięczne wydatki to kilkadziesiąt
tysięcy złotych: środki na czynsz lub
dzierżawę, pensje dla pracowników
i wynagrodzenia dla podwykonawców:
instruktorów zajęć dodatkowych, do-
stawców jedzenia. - Chyba nikt nie wierzy w obiecanki
rządu. To kiełbasa wyborcza – uważa
Maciej. – Rząd będzie dużo gadał i nie-
wiele zrobi. Poradzić będziemy musieli
sobie sami. Wszystko, co zarobiłem, in-
westowałem. A jeśli rodzice od nas odej-
dą, bo nie będą mieli na opłaty? Z czego
zwrócę odroczone składki, raty, czynsz?
To już nikogo nie obchodzi.
Dodaje, że od tego, czy sobie poradzi,
zależy los wielu rodzin. W przedszkolu
i żłobku pracuje ponad 30 osób: – Pra-
cownikom wypłacę pełne wynagrodzenie.
Ale jak będzie z dostawcami jedzenia? Już
w kwietniu może być bardzo nieciekawie.
Siedziba biura podróży PITUR przy
Nowym Świecie w Warszawie zamknię-
ta. Praca odbywa się zdalnie, z domów.
Z właścicielem Piotrem Kociszewskim
rozmawiam przez telefon. Firma nie-
wielka – właściciel, dwóch pracowni-
ków. Jednak jeśli się dokładnie przyj-
rzeć, widać, że działanie biura ma
wpływ na funkcjonowanie wielu osób
dookoła. – Zorganizowaliśmy 90 wycie-
czek weszłym roku. Z z biurem współpra-
cuje lotów, około 10 pi 15 przewodników
w miastach, korzystamy z 30– 40 obiek-
tów noclegowych, współpracujemy
z 4–5 przewoźnikami i firmą ubezpiecze-
niową. To już cała siatka ludzi. A jeste-
śmy niewielkim biurem. Proszę pomyśleć,
z iloma firmami współpracują wielkie
firmy – mówi Piotr.
PITUR jest ciekawym biurem. Jego
właściciel jest i praktykiem, i teoretykiem
turystyki. Doktorem geografii, wykłada
na UW i w Szkole Głównej Turystyki i Ho-
telarstwa VISTULA.
Biuro starało się dywersyfikować ofertę
- kierowało ją m.in. do indywidualnych
odbiorców, stawiało na seniorów czy
na ludzi lubiących turystykę poza szczy-
tami sezonów. Jednak pandemia potrak-
towała wszystkich równo, zatrzymała
całą branżę.- Normalnie ten czas w firmie jest wy-
korzystywany na pracę nad nową ofertą.
Zamiast tego odwołujemy wycieczki, prze-
nosimy je na inny termin, gasimy pożary
- Normalnie ten czas w firmie jest wy-
- mówi Kociszewski.
W całej branży masowo spadają re-
zerwacje na kolejne miesiące: kwiecień,
maj, czerwiec. Klienci domagają się zwro-
tu pieniędzy. – To działa tak, że na nasze
konta wpływają pieniądze od klientów.
My je przelewamy do kontrahentów,
np. właścicieli hotelu. Aktualnie, w obliczu
anulowanych przez nas imprez ze wzglę-
du na np. zamknięte granice, klient ma
możliwość odzyskania wpłat w 100 proc.
Za to wydłuża się okres odbioru tych środ-
ków od kontrahentów. Obecnie procedo-
wane jest rozwiązanie, że jako organizato-
rzy turystyki będziemy mieli nie ustawowe
14 dni, ale 180 dni na zwrot. Zobaczymy,
czy przyniesie to troszkę większe wytchnie-
nie – opowiada Kociszewski.- Pomyślał pan sobie przez chwilę,
że to może być koniec? - Każdy, kto prowadzi firmę, analizuje
koszty, dochody. Mam zapas finansowy
na kilka miesięcy. Ale trzeba myśleć, co bę-
dzie dalej. - A co będzie?
- Liczymy na działania osłonowe rzą-
du. Potrzebny jest też maksymalny spokój.
Przekonanie ludzi, by raczej przenosili
wycieczki na inny termin, a nie je odwo-
ływali. Ale oczywiście wielu właścicieli
- Pomyślał pan sobie przez chwilę,
stanie przed problemem otwartej rozmo-
wy z załogą.
- O zwolnieniach?
- Myślę, że najpierw o innym rozłożeniu
sił na ten trudny czas.
Uwięziona
Zwolnienia nie musi się obawiać Kata-
rzyna Bęckowska, pielęgniarka, z 12-let-
nim doświadczeniem w pracy na Szpital-
nym Oddziale Ratunkowym. – Wiadomo,
że medycy pracują zawsze w kilku miej-
scach. Gdybyśmy ograniczali się do jednego
etatu, to nie miałby kto leczyć pacjentów.
Teraz, gdy wypadłam z systemu, to tak jak-
by do pracy nie przyszły dwie pielęgniarki
- mówi Katarzyna.
„Wypadła” niedługo po dyżurze na SOR. - Zgłosiła się pacjentka. Zmierzyłam jej
ciśnienie, tętno, przeprowadziłam wy-
wiad. W czasie wywiadu okazało się,
że pacjentka miała kontakt z osobą, która
wróciła z Wietnamu. Natychmiast założy-
łam maseczkę.- I co dalej?
- Poinformowałam cały zespół. Zasto-
sowaliśmy izolację tej osoby. Po ponad
24 godzinach przyszły wyniki. Okazało
się, że pacjentka jest zarażona. Ja – zgodnie
z zaleceniami – do tej pory funkcjonowa-
łam normalnie. - Czyli?
- Byłam na nocnym dyżurze. Zadzwoni-
ła przełożona, żebym się spakowała i opu-
ściła szpital. Tak zrobiłam.
Z domu dzwoniła do sanepidu, jak ma
wyglądać kwarantanna, skoro mieszka
z dwoma synami i mężem. Powiedzieli,
że powinna się zamknąć w oddzielnym
pokoju. Ostatecznie mąż i synowie wy-
prowadzili się do mieszkających w pobli-
żu teściów. - Proszę napisać, żeby ludzie nie lek-
ceważyli kwarantanny, żeby niczego nie
zatajali przed personelem medycznym.
Bo niedługo nie będzie kto miał jeździć
w karetkach, wszyscy będą w izolacji, tak
jak ja. - Męża pani widuje?
- Przynosi zakupy pod drzwi. Ja w ma-
seczce, w rękawiczkach. Odległość nie
mniejsza niż dwa metry. - A synowie?
- Widuję ich przez okno. Przychodzą
z psem. Machamy sobie i tyle. Albo rozma-
wiamy przez telefon. Młodszy ma urodzi-
ny, ale nie będę mogła na nich być. - Mieszkanie wysprzątane?
- Jeszcze tylko zostało mi okno w dużym
pokoju do umycia. Można zwariować. SOR
to ciągła gonitwa. A mi się kazali zamknąć
w domu na dwa tygodnie. Myślę, jak sobie
radzą koledzy. Tęsknię za pracą.
KATARZYNA KACZOROWSKA,
PAWEŁ RESZKA, MARIUSZ SEPIOŁO