z domu, bo ludzie pracują też wieczorami
i w weekendy. Pozwalając na pracę zdal-
ną, oszczędzają też na przestrzeni biuro-
wej: biurek jest mniej niż zatrudnionych,
a każdy siada, gdzie znajdzie wolne miej-
sce. To się nazywa hot desk.
Od lat home office jest też codzienno-
ścią dla freelancerów i części samoza-
trudnionych. I to oni mieli często dość
monotonii własnych czterech ścian,
poczucia izolacji i wyobcowania, ucie-
kali z laptopem do Starbucksów i kafe-
jek albo do coworkingowych biur. Teraz
tej możliwości nie mają, nie wiadomo
na jak długo.
A w domach i mieszkaniach, gdzie wszy-
scy albo zdalnie pracują, albo zdalnie się
uczą, zrobiło się nagle ciasno. Wyparowała
codzienna rutyna. Weterani pracy zdalnej
zachęcają więc w sieci początkujących
do rekonstrukcji rutyny: wydzielenia miej-
sca pracy, ustalenia dla każdego członka
rodziny godzinowego grafiku pracy i na-
uki, unikania domowych strojów, które
sprzyjają atmosferze niedzieli, wstrzyma-
nia się od podjadania, przede wszystkim
nakłaniają do skrupulatnego samorozli-
czania. Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić,
gdy mieszkanie nieduże, w środku dwój-
ka pracujących zdalnie rodziców, dwójka
dzieci w wieku szkolnym (które właśnie
przeszły na e-learning), a w domu tylko
dwa komputery. Ale bez ustalenia reguł
szybko przyjdzie frustracja i zniechęcenie.
Trzy biura w jednym domu
Ewa mówi, że ona i mąż są szczęścia-
rzami. Mają dla siebie połówkę bliźniaka,
trzy kondygnacje. I tak ona na pierwszym
piętrze od ósmej rano prowadzi lekcje
z uczniami American School of Warsaw.
Na poddaszu dwójka dzieci w wieku
szkolnym uczy się, pilnując jednocze-
śnie najmłodszego pięcioletniego brata.
Na samym dole, w piwnicy zaadaptowanej
na biuro, obok którego jest duża kuchnia,
pracuje Jacek, członek zarządu spółki
leasingowej dużej, międzynarodowej gru-
py kapitałowej. Kiedy Ewa kończy lekcje
i idzie do kuchni przygotować obiad, Jacek
przenosi się na piętro.
Ewa uczy francuskiego, po angielsku.
Zajęcia prowadzone są online za pomocą
programu Zoom. Widzi i słyszy wszyst-
kich uczniów, uczniowie widzą ją i siebie
nawzajem. Może im udostępnić ekran,
który wtedy staje się tablicą. Na ekranie
np. strona z podręcznika, bo wszyst-
kie ma zeskanowane. – To idzie nawet
sprawniej niż tradycyjne lekcje, bo nie
zagadują się nawzajem – mówi. Jako
host, czyli gospodarz spotkania, może
wyłączyć wszystkim głos, ale na razie
nie musiała z tego korzystać. Nie miała
żadnych trudności z przestawieniem
się, bo jeszcze przed zamknięciem szkół
przez ministra edukacji jej szkoła zor-
ganizowała szkolenia dla nauczycieli,
dając im do wyboru kilka programów
do zdalnych telekonferencji. Informaty-
cy tłumaczyli, jak się nimi posługiwać.
Był nawet jeden dzień próbny zdalnych
lekcji. A wszyscy, zarówno uczniowie, jak
i nauczyciele, mają szkolne laptopy.
Lekcje na Librusie
Dzieci Ewy przed pandemią chodziły
do szkół państwowych (podstawówka
i liceum) i teraz nie mają lekcji online,
takich jakie prowadzi ich mama. Dostają
od nauczycieli na Librusie, dzienniku in-
ternetowym, krótkie wytyczne, co powinni
przeczytać, jakie ćwiczenia zrobić. Czasem
jest coś w rodzaju wykładu. Ewa po swoich
lekcjach siada więc do pracy z nimi.
Agnieszka, nauczycielka języka polskie-
go w państwowym liceum ogólnokształ-
cącym, o takich luksusach jak w szkole
amerykańskiej może tylko pomarzyć. W Li-
brusie wpisuje wszystko to, co by powie-
działa uczniom na lekcji. Zadania domowe,
pytania, na które mają odpowiedzieć. Pisa-
nia ma więc bardzo dużo. Nie może do tego
dołączyć żadnej grafiki ani prezentacji.
Umówiła się więc z jedną ze swoich uczen-
nic, że wysyła jej materiały na WhatsAppa,
a ona podaje dalej do wszystkich kolegów.
- Przez 2–3 tygodnie można w ten sposób
się uczyć, ale na dłuższą metę to nie zda
egzaminu. A raczej oni nie zdadzą – mówi
Agnieszka. Spróbuje zatem zainstalować
na swoim prywatnym komputerze jakiś
darmowy program do telekonferencji,
ale nie wie, czy jej się to uda. I czy potem
część uczniów nie powie, że sorry, ale nie
mają komputerów.
Podobnie jak szkoły państwowe, także
państwowe instytucje centralne, admini-
stracja rządowa i samorządowa nie były
systemowo przygotowane do przejścia
w tryb zdalny. Nawet Rada Ministrów
zdecydowała się na to dopiero po tygo-
dniu od ogłoszenia stanu zagrożenia epi-
demicznego i tylko dlatego, że minister
środowiska miał pozytywny wynik testu
na koronawirusa. Pracownicy państwo-
wych instytucji na ogół nie mają służ-
bowych laptopów ani odpowiedniego
oprogramowania. Nigdy tak nie pracowali,
więc teraz trudniej im się przystosować.- Normalnie w ogóle nie ma u nas pra-
cy zdalnej. Do tej pory nasz urząd w ten
sposób nie funkcjonował. Teraz prezydent
Jacek Jaśkowiak zdecydował, że kto tylko
może, powinien korzystać z pracy zdalnej.
W tej chwili tak działa ok. 20 proc. za-
trudnionych. Muszą jednak co kilka dni
przyjść do biur, żeby wykonać część zadań
w systemach informatycznych. Kto pra-
cuje z dokumentami dostępnymi tylko
- Normalnie w ogóle nie ma u nas pra-
Drosio-Czaplińska, psycholog i psychote-
rapeutka. – Więc każdy odczuwa to jako ol-
brzymi dyskomfort. Szczególnie źle znoszą
to ludzie niskoreaktywni, którzy mają duże
zapotrzebowanie na bodźce i stymulację.
Korpoludki i freelancerzy
Specjaliści od rynku pracy szacują,
że na czas pandemii przeszło w tryb
zdalny kilka milionów pracowników.
Czegoś takiego jeszcze w Polsce nie było.
Z ankiety Lewiatana przeprowadzonej
w połowie marca (wśród 210 firm zatrud-
niających łącznie 11 0 tys. ludzi) wynika,
że już co piąty ich pracownik wykony-
wał pracę zdalnie, a taką możliwość
stworzyło 88 proc. badanych przedsię-
biorstw. W czasie pandemii praca zdalna
rozlewa się coraz szerzej po kraju. Praw-
nicy, księgowi, informatycy, bankowcy,
pracownicy agencji reklamowych, spe-
cjaliści od marketingu i zarządzania,
consultingu, nauczyciele szkolni i aka-
demiccy,racownicy p administracji róż-
nego szczebla, dziennikarze. Przy okazji
na czasowym bezrobociu zostały firmy
obsługujące wielkie biura, które teraz
stoją puste. Firmy sprzątające, caterin-
gowe,ostawcy d kawy, wody.
Dla wielu Polaków praca zdalna to nie
nowość, chociaż do tej pory ta forma była
nieusankcjonowana prawnie, bo w Pol-
scebowiązujeciąż w o gierkowski Kodeks
pracy z 1974 r. Pracę z domu zalegali-
zowała dopiero specustawa z 2 marca
20 20 r. „o szczególnych rozwiązaniach
związanych z zapobieganiem, przeciw-
działaniem i zwalczaniem COVID-19,
innych chorób zakaźnych oraz wywo-
łanych nimi sytuacji kryzysowych”.
Aż dziw, że musiało to tak długo trwać.
Ostatnie badania z 2016 r. mówią
o tym, że już wtedy połowa polskich
firm oferowała swoim pracownikom
jakąś możliwość pracy zdalnej. To i tak
niewiele na tle Europy, gdzie średnio
ok. 70 proc. firm pozwalało swoim pra-
cownikom pracować z domu (w Skandy-
nawii aż 87 proc.). Dziś takich firm jest
dużo więcej. Według raportu Antal i So-
dexo sprzed roku aż 76 proc. ankietowa-
nych oczekiwało od swojego pracodawcy
możliwości pracy zdalnej. Bardziej po-
żyłądany b tylko elastyczny czas pracy.
Doświadczenie z pracą w domu mają
więc zarówno ludzie korporacji, którzy
w ciągu ostatnich kilku lat wywalczyli
sobie prawo do przynajmniej jednego
dnia telepracy w tygodniu, jak i samo-
zatrudnieni. Taki – od czasu cyfrowej re-
wolucji – jest trend na Zachodzie. W USA
menedżerowie wyższego szczebla pracują
z domu nawet 3–4 dni w tygodniu. Duże,
międzynarodowe korporacje wprowa-
dzają elastyczny czas pracy i pracę