[ Ś W IAT ]
garnęła nas mania liczb. Jakby to były jakieś
mecze piłkarskie (akurat wszystkie odwoła-
no z wiadomego powodu). Strona interneto-
wa zbierająca globalne „wyniki” przeżywa
oblężenie – jeszcze trochę i pojawią się na niej
reklamy, a może i zakłady. Liczba zachoro-
wań, liczba zgonów – każda okrągła jest okazją do refleksji i da-
lekosiężnych wniosków. Do tego jest jeszcze medalowa klasy-
fikacja współczucia, kluczowe dzienne przyrosty i krzywe we
wszystkich odmianach, w tym te przerażające (ekscytujące?),
z dziobem zadartym w nieprzeniknioną przyszłość.
Nasze państwa, wyposażone w szkiełko i oko, reagują
na wszystkie te „wyniki” kolejnymi sugestiami, zaleceniami,
nakazami, a w końcu karami. Wyglądają na technokratycz-
ne i skuteczne, dając nam poczucie panowania nad sytuacją,
wyznaczają wirusowi termin odejścia za dwa, trzy, czterna-
ście tygodni. Nasze walczące państwa podtrzymują też wiarę
w projekt zwany cywilizacją. Ale czy coś poza tym?
Popularność zyskuje teoria, że najważniejszą polityczną kon-
sekwencją koronawirusa będzie „powrót państwa”. Jak pisze
Janan Ganesh w „Financial Times”, wyśmiewane i zawstydza-
ne jeszcze w latach 90., odzyskuje reputację wraz z każdym
kryzysem XXI w. Czy to 11 września i wojna z terroryzmem,
czy kryzys finansowy 2008 r., na Zachodzie pogłębia się spo-
łeczna tolerancja dla coraz większego zaangażowania państwa
w życie społeczne, gospodarkę. A ostatnie tygodnie, według
Ganesha, mogą się okazać przełomowe.
Przy okazji każdego wielkiego
kryzysu ludzie znów liczą na państwo
- że zapewni im bezpieczeństwo
i przywróci normalność. Ale państwo robi
tylko tyle, ile musi. I ile zniosą wyborcy.
Epidemia
chaosu
O
ŁUKASZ WÓJCIK
© GETTY IMAGES