Polityka - 25.03.2020

(Barré) #1
Włochy, w których jest najwięcej europejskich
zachorowań, dla wielu państw są punktem odniesienia
w walce z koronawirusem. Mediolan, plac Duomo.

1


W całej Europie rządy wprowadzają drastyczne środki
walki z koronawirusem. Do piątku włącznie w 12 krajach
Unii ogłoszono już stan wyjątkowy, aby umożliwić rządom
szybsze reagowanie na rozwój sytuacji. Zapadła decyzja o za-
mknięciu zewnętrznych granic Unii, kolejne państwa (prócz
Polski) przekładają daty wyborów, niedawno zrobiła to Francja.
Przez ostatni tydzień praktycznie wszystkie zachodnie pań-
stwa, kolejne to Portugalia, Austria, Belgia, z Ameryką Donalda
Trumpa włącznie, przeszły od nieinwazyjnych zachęt i środ-
ków walki z koronawirusem do drakońskich metod opartych
na zakazach i karach, które wysadziły w powietrze całe życie
publiczne. Wcześniejsza dyskusja, która z tych dwóch strategii
jest skuteczniejsza, przestała mieć znaczenie.
Prezydent Emmanuel Macron nazwał już sytuację we Francji
„wojną o zdrowie” i wprowadził godzinę policyjną. Francuska ar-
mia transportuje zakażonych, a wszyscy zatrzymani przez policję
na ulicy muszą przedstawić poważny powód, dlaczego są poza
domem. W przeciwnym razie grozi im nawet więzienie. Od po-
niedziałku miały być zamknięte szkoły i uniwersytety. Przełożono
II turę wyborów lokalnych na bliżej nieokreśloną jesień. Według
ekspertów wypowiadających się dla „Le Monde” Francja jest czte-
ry, pięć dni za Włochami, jeśli chodzi o trajektorię zachorowań.
A to oznacza, że francuskie szpitale zapchają się już w tym tygo-
dniu. Czy to, co proponuje Macron i inni, jest jakoś uzasadnione?
Tego już się nie dowiemy. Do ubiegłego tygodnia mieliśmy
w Europie dwa państwa, które odbiegały od normy „wojny”
z koronawirusem, z różnych powodów. Chodzi o Niemcy

i Wielką Brytanię. Oba te społeczeństwa mogły więc posłużyć
jako grupy kontrolne w antyepidemiologicznym eksperymen-
cie. I dać odpowiedź, na ile skuteczne są drastyczne środki,
które wybrała reszta kontynentu.
W Niemczech co prawda kanclerz Angela Merkel nakazała
zamknięcie klubów, placów zabaw, kościołów i domów pu-
blicznych, ale jeszcze w piątek tamtejsze restauracje nadal były
otwarte, pod warunkiem że potrafiły zapewnić odpowiednie
odległości między stolikami. Niemcy zwlekały z odpowiedzą
na koronawirusa z powodu federalnej konstrukcji państwa,
zupełnie innej niż w przypadku unitarnej Francji. U naszych
sąsiadów w sprawie epidemii więcej kompetencji od rządu fe-
deralnego mają landy. I – jak zauważył prezes Instytutu Roberta
Kocha, niemieckiego sanepidu, Lothar Wieler – niektóre z nich
jeszcze na początku marca traktowały koronawirusa jako oka-
zję do uzyskania przewagi kompetencyjnej nad innymi.
Dwa tygodnie temu Berlin, który sam jest osobnym landem,
odmówił zakazu publicznych zgromadzeń w obawie, że ich
organizatorzy po prostu przeniosą imprezy do sąsiedniej
Brandenburgii, która zapowiadała jeszcze wtedy, że na jej te-
rytorium żadnych ograniczeń nie będzie. W połowie marca
w Berlinie odbył się nawet mecz piłkarski między miejscowym
Unionem i Bayernem Monachium, gdzie na trybunach usiadło
ponad  2 2 tys. kibiców.
Niemieckie prawo ogranicza federalnego ministra zdrowia
do roli koordynatora działań poszczególnych landów. Jens
Spahn, który obecnie zajmuje to miejsce, może więc rekomen-
dować, a landy zrobią, co będą chciały. I do końca ubiegłego
tygodnia chciały niewiele. Tylko jedno miasto w całych Niem-
czech – Mitterteich w Bawarii – ograniczyło wolność porusza-
nia się swoim mieszkańcom. Rząd federalny podobno szukał
sposobów na przymuszenie landów do ostrzejszej walki z wi-
rusem, ale do piątku ich nie znalazł.
Jeszcze w zeszłym tygodniu przedstawiciele Instytutu Ro-
berta Kocha przekonywali, że w Niemczech zachorowania
ograniczają się do lokalnych ognisk i że wszystko jest pod kon-
trolą. To może oznaczać, że Niemcy będą sprawdzać federalną
reakcję, dopiero gdy liczba zachorowań dorówna tej włoskiej.
Zastanawia jednak niska liczba zgonów wobec stwierdzonych
zarażeń – według danych z piątku w Niemczech było  1320  cho-
rych i 44 zgony. Dla porównania w Hiszpanii było to odpowied-
nio  18 077  i 831. Do tego jeszcze wrócimy.

2


Drugą „grupą kontrolną” jeszcze w zeszłym tygodniu byli
mieszkańcy Wielkiej Brytanii, która przez ponad tydzień
„stała samotnie”. Podczas gdy inne europejskie kraje
zamykały szkoły, puby i wysyłały żołnierzy na ulice, Londyn
apelował o „zachowanie spokoju i kontynuowanie codzien-
nego życia”. Według londyńskiego „Timesa” premier Johnson
przyjął strategię „stadnej odporności” (herd immunity). Choć
w oficjalnych dokumentach ten termin się nie pojawił, chodzi-
ło w niej o to, aby pozwolić na rozprzestrzenianie się wirusa


  • poza najbardziej zagrożoną grupą  70 + – i w ten sposób po-
    zwolić na powstanie naturalnej odporności wśród populacji,
    zabezpieczając ją przed prawdopodobną drugą falą zarażeń.
    Ciekawe, że brytyjscy urzędnicy pytani o tę strategię, twier-
    dzili, że taka jej interpretacja jest błędna. – Brytyjskiemu rządo-
    wi chodziło o coś innego – przekonuje zawsze dobrze poinfor-
    mowany komentator „Timesa” James Johnson. – Wstrzymanie
    się z zakazami i przyzwolenie na kontakty międzyludzkie miało
    spłaszczyć krzywą zachorowań. Ostatecznie nie ograniczyłoby
    to zsumowanej liczby zachorowań, ale rozłożyłoby je w czasie,
    nie powodując zatkania się służby zdrowia. Do takiego skutku,
    zdaniem brytyjskiego rządu, miałaby prowadzić „strategia
    kontynentalna”, bo tak popularne dziś izolowanie społeczne

Free download pdf