Polityka - 25.03.2020

(Barré) #1

K


ażda rodzina przechowuje pa-
mięć orzodkach. Opowieści, p
anegdoty, życiorysy, analizy
losów opowiadane są podczas
zjazdów krewnych nad albu-
mami fotografii. Dla ziemiaństwa okresu
PRL te opowieści nabrały dodatkowego
znaczenia. Z uwagi na utratę podstawy
ekonomicznej i pozycji klasowej stara-
no się zachować prestiż i wysokie mnie-
manie o swoim znaczeniu, przesuwając
narrację w stronę symbolu. Dworek
szlachecki jako topos kultury polskiej,
zwłaszcza kresowej, obrósł więc legen-
dą, w której nacisk kładziono na jego rolę
kulturotwórczą, polityczną i ekonomicz-
ną. Ta nasycona mitami, skonstruowa-
na w poczuciu własnej wyższości po-
zytywna narracja nie była niewinnym
zabiegiem retorycznym „dla utrzyma-
nia pamięci rodzinnej”. Miała zasłonić
setletnią historię wyzysku, pańszczyzny
i spychania innych grup na margines.
Jeśli dziś mówimy o wyzysku, to raczej
w kontekście postfeudalnych pozostało-
ści nierówności klasowych. O tym, że ele-
mentem feudalnych relacji społecznych
w majątku ziemiańskim było wykorzysty-
wanie seksualne wiejskich kobiet przez

MICHAŁ P. GARAPICH


Wśród licznych opowieści powtarzanych w mojej rodzinie zainteresował mnie


wątek nieślubnych krewnych.


Seks, kłamstwa


i pamiętniki ziemian


dziedziców, właścicieli nie usłyszymy
wiele. Zjawisko seksualnego wymiaru
polskiej przedwojennej gospodarki fol-
warcznej i jego konsekwencje są mało
opisane. Nic dziwnego, dotyczą kwestii
intymnych i obwarowanych tabu obycza-
jowymi związanymi ze zdradą małżeńską,
seksem, patriarchatem. Mało więc kto się
tym chwalił, zamieszczał w pamiętnikach
bądź poddawał analizie.

Z dość tajemniczych powodów w mo-
jej rodzinie nie ukrywano tego faktu.
Utajniano raczej tożsamość bękartów,
ludzi wykluczonych z kręgu formalnego
pokrewieństwa – pozostawali anonimowi
(niektórzy krewni mówili wprost: „To nie
jest nasza rodzina”), aczkolwiek zdarzały
się wyjątki. Niemniej fakt ich istnienia nie
był tajemnicą. Nie mieli imion, w pamięt-
nikach padają bezosobowe terminy typu:
„lewaki”, „rówieśnicy”, „bastardy”.
Zachowało się na ten temat sporo
danych – na piśmie i w formie tradycji
ustnej. Główną rolę w tym przekazie od-
grywał mój pradziadek, ziemianin Ka-
zimierz Garapich urodzony 28 czerwca
1878 r. w Cebrowie, syn posła do Rady
Państwa Sejmu Krajowego Galicji, za-
mordowany w więzieniu NKWD w Tar-
nopolu w maju 1940 r. W trakcie swojego
6 2-letniego życia ten właściciel majątku

i dworu cebrowskiego prowadził bujne
życie rodzinne. Poza siódemką dzieci,
których doczekał się z żoną, Marią z Łu-
bieńskich, spłodził także kilkanaścio-
ro dzieci z co najmniej trzema innymi
kobietami – Maryną Szeweluk, Anną
Suchecką i Stefanią Suchowerą – miesz-
kankami wsi. Jego pierwsze dziecko
urodziło się w 1898 r., ostatnie w 1931 r.
Trudno jest mi na sto procent ustalić
liczbę dzieci nieślubnych – dorosłości
dożyło 12 lub 14, co najmniej 5 zmarło
w niemowlęctwie. Wliczając potomstwo
z Marią Łubieńską, Kazimierz miał więc
blisko ćwierci setki dzieci. Podkreślam,
co najmniej. Kiedy bywam w Cebrowie,
bardzo często dowiaduję się o kolejnych.
Poza ustnym przekazem reputacja
pradziadka została uwieczniona w pa-
miętnikach jego własnej córki Eleonory
Garapich, po mężu Geringer. W spisa-
nych w latach 80. XX w. wspomnieniach
ciocia Ella (tak się o niej w rodzinie
mówi) wyraziła się o ojcu następująco:
„Miał wielki temperament i był »bujnej
krwi«, jak się wtedy mówiło, niestety
nie wystarczała mu żona, którą zresztą
bardzo kochał i szanował, miał zawsze
równolegle jakąś metresę na wsi (...).
Spłodził z nimi wiele dzieci nieprawego
pochodzenia, tak że każde z nas miało
swojego rówieśnika »lewaka«”.

[ HISTORIA ]

Free download pdf