Polityka - 25.03.2020

(Barré) #1
Była to wiedza powszechna w samym
Cebrowie i okolicy.
Nie dziwi więc, że istnieje kilka pa-
miętnikarskich zapisów mieszkańców
wsi, którzy o tym wspominają. Na przy-
kład Zygmunt Lech, w latach 3 0. pracow-
nik kolei w województwie tarnopolskim,
w swoich ręcznie spisanych wspo-
mnieniach zdeponowanych w Ośrod-
ku KARTA pisze o swojej znajomości
z „p. Garapichem, ożenionym z hrabiną
Łubieńską”, który „posiadał około trzysta
hektarów urodzajnej gleby (czarnoziem)
jednak z powodu skłonności do tut. dzie-
wic – które podstępem uwodził – płacił
hektarami za uwodzenie, tak, że pozo-
stało mu nie więcej jak 80 hektarów”.
We wspomnieniach majętnego rolnika
z Cebrowa Czesława Cwynara znajdzie-
my taki zapis o jednym z synów Kazimie-
rza: „Było powiedziane, że przynajmniej
połowa wioski jest z nim spokrewniona.
Z nim i z jego dziadkiem. Dziadek był
prawdopodobnie jeszcze lepszy”. Za-
wiadowca stacji Mieczysław Zabłocki
w swoich pamiętnikach także wspomi-
na oieślubnych dzieciach Kazimierza. n

Nie mówimy tutaj o indywidualnym
zachowaniu jednego człowieka , ale
o pewnej ustalonej zwyczajem prak-
tyce. Natrafiłem na nieślubne dzieci
z wiejskimi dziewczynami cebrowskimi
brata Kazimierza, Pawła Garapicha, w la-
tach 20. wojewody łódzkiego i lwowskie-
go. W pamiętnikach milczy on zarówno
o dzieciach swojego brata, jak i swojej
nieślubnej córce Marii Kubiszyn. Nie-
ślubne dzieci wiejskie mieli też ich ojciec,
Michał Grzegorz Garapich, oraz dwóch
synów Kazimierza, Henryk i Władysław.
Czy było to coś wyjątkowego? Mam
wrażenie, że nie był to jakiś wybryk jed-
nej familii – znam wiele podobnych przy-
padków z różnych rodzin ziemiańskich,
a i literatura jest pełna opisów romansów
dziedziców z chłopkami. To wręcz topos
polskiej kultury – od „Halki” Moniuszki
po wspomnienia Melchiora Wańkowicza
czy Stefana Żeromskiego.
Jak wskazuje wzmianka Lecha, uro-
dzone poza związkiem małżeńskim
dziecko zostawało zabezpieczone fi-
nansowo. Pisze o tym ciocia Ella, wspo-
minając, iż temperament ojca miał
konkretny wymiar finansowy: „to kosz-
towało niemałe pieniądze. Trzeba było
tym konkubinom odpisać parę morgów,
dać krowę, pomódz [tak w oryginale]
pobudować się”.

Gwarancja tych alimentów świadczy-
ła o niepisanym zwyczaju: dziedzic miał
pewne przywileje seksualne, oznaczające
łatwy dostęp do wiejskich dziewczyn, ale
w przypadku pojawienia się potomstwa
musiał dziecko i matkę zabezpieczyć. Poza
jednym wyjątkiem Kazimierz wywiązywał
się z tego obowiązku. Może to tłumaczyć
liczbę jego dzieci – skoro miał reputację
honorowego, w świecie biedy podolskiej
wsi romans z paniczem był formą awan-
su społecznego. Ale moim zdaniem licz-
ba potomków raczej wiąże się z innym
odkryciem, jakiego dokonałem w trakcie
poszukiwań – nie chodziło o okazjonalne,
chaotyczne romanse bez konsekwencji,
ale o ustabilizowane relacje w obrębie
kilku równoległych rodzin. Na pewnym
etapie, w latach 20., pradziadek miał
ich co najmniej trzy, a jego konkubiny
nie wychodziły za mąż, Kazimierz starał
się zachować na nie monopol. Sugeruje
to formę wielożeństwa akceptowanego
z uwagi na zwyczaj i wymianę dóbr w ob-
rębie jednego społeczno-ekonomiczne-
go ekosystemu.
Pytanie, czy można tę praktykę ro-
dzinną określić mianem poligamicz-
nej. Moim zdaniem w jakimś sensie
tak. Zwyczaj i praktyka wskazywały,
że do pewnego stopnia było to akcepto-
wane iankcjonowane. Wszyscy uczest s -
nicy tej sytuacji znajdowali swoje miej-
sce w hierarchii – Kazimierz na szczycie,
jego legalna żona z dziećmi, formalnymi
Garapichami niżej, a potem równoległe
domostwa z nieformalnymi żonami
i dziećmi. Wychwyciłem także przeja-
wy buntu i niezgody na tę sytuację, ale
to już inna historia. Fakt, iż równoległe
domostwa we wsi miał też ojciec Kazi-
mierza, Michał, pozwala postawić py-
tanie, czy był to po prostu element kul-
tury ziemiańskiej. Nie zapominajmy też
o przemocowej spuściźnie tych seksual-
nych przywilejów mężczyzn na szczycie
hierarchii. Mówimy tutaj o wykorzysty-
waniu swojej uprzywilejowanej pozycji,
o eksploatacji, o przemocy seksualnej.
Ci z potomków nieformalnych dzieci
Kazimierza, którzy chcieli ze mną o tym
rozmawiać, pamiętają mojego pradziad-
ka raczej pozytywnie. Ale wielu rzeczy
przecież nie wiem. Są w tej historii pokła-
dy milczenia, za którymi być może kryje
się brutalna patriarchalna przemoc.
Jest jeszcze inny, antropologiczny wy-
miar wiedzy na temat seksualnego życia
ziemian. Informacje dotyczące biolo-
gicznych koligacji w obrębie wsi i dwor-
ku, tego, jakie są genetyczne więzi krew-
niacze, miało fundamentalne znaczenie,
gdyż wielopokoleniowa praktyka tworze-
nia rozgałęzionych struktur rodzinnych
oznaczała niebezpieczeństwo związków

kazirodczych. We wsi – i to zarówno we
dworze, jak i w chłopskiej chałupie – mu-
siała istnieć więc wspólna nieformalna,
ustnie przekazywana genealogia. Wie-
dzieli wszyscy – pan, jak i włościanie.
Istnienie tej nieformalnej genealogii
ma ważne konsekwencje natury spo-
łecznej, gdyż wymuszało na miesz-
kańcach wsi świadomość podziału
pokrewieństwa, a co za tym idzie przy-
wilejów, na biologiczne i społeczne.
Biologiczne więzi nie wystarczały, aby
wejść do rodziny w sensie społecznym.
Dlatego znaczenia nabierały konwen-
cjonalne, wymyślone atrybuty grani-
cy klasowej – herby, formalne drzewa
genealogiczne, konsumpcja na pokaz,
materialny sztafaż ziemiaństwa, kolek-
cjonowanie pamiątek itd. Jeśli polskie
rodziny arystokratyczne i ziemiańskie
łączyły z chłopstwem więzi krewniacze,
biologiczne, tym silniejszego znaczenia
nabierało podkreślanie klasowej, spo-
łecznej konwencji. I to również ma zna-
czenie dla zrozumienia kawałka polskiej
historii. Jeszcze raz podkreślam – uwa-
żam, że są przesłanki do stwierdzenia,
że była to powszechna praktyka kultury
folwarku dworskiego.

Krytyczne odczytanie pamiętników
rodzinnych nakierowało mnie na sfe-
rę tabu, sferę obwarowaną milczeniem.
W tym uciszającym zabiegu chodzi o od-
sunięcie tego, co emocjonalnie bliskie,
ale społecznie dalekie – odsunięcie ni-
bewnych zy-kr klanowych kręgów kla-
sy wyższej. Co ciekawe, podobnemu
zabiegowi uciszania lub wykluczania
z pamiętników, poza ziemiańskimi „le-
wakami”, podlega inna grupa będąca
integralną częścią kresowej kultury – Ży-
dzi. Tutaj też chodzi o wymazanie grupy,
która była bliska fizycznie i ekonomicz-
nie, ale daleka społecznie.
Często możemy usłyszeć stereotypo-
we zdanie, że historia Polski to historia
rodzin albo że w jakiejś historii rodzin-
nej zawierają się dzieje Polski. W po-
rządku, ale w takim razie może czas
przyjrzeć się rodzinnym tajemnicom,
wielopokoleniowemu milczeniu, tym
szkieletom w szafie. Czas zadać sobie
pytanie – co nazywamy rodziną, skoro
jest to konwencja. W przypadku przeze
mnie opisywanym jedne dzieci Kazimie-
rza były moją rodziną, inne nie. Nicolas
Abraham, francuski psychoanalityk, tak
to podsumował: „Co prześladuje ludzi,
to nie zmarli, ale luki, jakie zostawiają
w nas tajemnice innych”.

Autor jest doktorem antropologii społecznej,
opublikował o swojej rodzinie książkę „Dzieci Kazimierza”,
Wydawnictwo Czarne 2019.

Ziemianin Kazimierz Garapich
(na pierwszym planie) oraz ludność
należącej do niego wsi Cebrowo.

© ARCHIWUM MICHAŁA P. GARAPICHA

Free download pdf