[ NAUKA ]
Jakie żniwo zbiera wirus
SARS-CoV-2, dowiemy się
zapewne dopiero, gdy
zakończy się pandemia.
A i te dane będą
obarczone błędem.
Dobra wiadomość jest
taka, że koronawirus
najprawdopodobniej
okaże się mniej zabójczy,
niż podaje WHO.
jednak zwrócić uwagę, że seniorzy, naj-
bardziej zagrożeni ciężkim przebiegiem
choroby COVID-19 wywoływanej przez
koronawirusa, byli nadreprezentowani.
Osoby w wieku 60+ stanowiły aż 58 proc.
obecnych na pokładzie „Diamond Prin-
cessroc. przekroczyło siedemdzie”, 33 p -
siątkę, a 11 osób – dziewięćdziesiątkę. Jeśli
chodzi o inne liczby: zakażonych zosta-
ło sób, u 705 o 318 nie wystąpiły objawy
choroby. Zmarło zaś 7 osób (wszystkie
powyżej 70. roku życia). Prosta kalkula-
cja daje więc wynik wynoszący niecały
jeden procent. To ponad trzy razy mniej
niż ogłosiła WHO. Ponadto, np. w Polsce,
osób po 60. roku życia jest w całej popu-
lacji procentowo ponad dwa razy mniej
niż wśród ludzi na pokładzie „Diamond
Princess”, co jeszcze mogłoby obniżyć
wskaźnik śmiertelności w naszym kraju.
Podsumowując: ten jeden procent może być najbardziej zbli-
żony do rzeczywistej śmiertelności COVID-19 i na tyle szacuje ją
wielu epidemiologów. To bardzo istotna informacja, gdyż ogła-
szane codziennie dane na temat zgonów w poszczególnych kra-
jach wprowadzają spore zamieszanie. Wynika z nich, że w samym
mieście Wuhan, gdzie wszystko się zaczęło, śmiertelność wynosi
ponad 4 proc., ale już w prowincji Hubei (Wuhan jest jej stoli-
cą) „tylko” 2 proc., a w pozostałych rejonach Chin 0,2–0,4 proc.
W Polsce na ten moment byłaby na poziomie 2 proc., natomiast
we Włoszech biłaby rekordy, sięgając ok. 8 proc.
Skąd tak duże różnice i dlaczego akurat na Półwyspie Ape-
nińskim koronawirus miałby być wyjątkowo zjadliwy? Za naj-
bardziej prawdopodobne wyjaśnienie rozbieżności uznaje
się zbyt małą liczbę przeprowadzanych testów na obecność
wirusa, czyli spore niedoszacowanie osób zarażonych. Nie-
którzy specjaliści wskazują również na starzenie się Włochów
- ich przeciętny wiek (mediana) to ponad 45 lat, czyli o prawie
10 więcej niż w Chinach i o 4 więcej niż w Polsce. Liczba ofiar
wirusa może też zależeć od sprawności służby zdrowia, w tym
liczby dostępnych respiratorów – przy ciężkim przebiegu in-
fekcji niepodłączenie chorego do urządzeń ratujących życie
oznacza często jego śmierć.
Badanie
Śmiertelność związana z koronawirusem SARS-CoV-2 jest ze-
stawiana z liczbą zgonów spowodowanych przez grypę. A ta, jak
podają eksperci, to na ogół 0,1–0,2 proc. zakażonych. Trzeba jed-
nak wziąć pod uwagę, że dane dotyczące grypy nie są precyzyjne.
Weźmy przykład Polski. Według najnowszych informacji
w tym sezonie grypowym (jesień 2019 – wiosna 2020) zachoro-
wało, jak do tej pory, prawie 3 mln osób, a 43 zmarły. Wiadomo
to m.in. z raportów lekarzy – każdy od 2009 r. ma ustawowy
obowiązek wypełniać i co tydzień wysyłać do sanepidu odpo-
wiednie druki, w których podaje liczbę przyjętych pacjentów
z podejrzeniem grypy i infekcji grypopodobnych. Na ich pod-
stawie główny inspektor sanitarny informuje w specjalnych
komunikatach, ile w danym tygodniu pojawiło się przypadków
choroby z podziałem na wiek, płeć i województwo. Porównując
dane, ocenia się, czy liczba chorych zmniejsza się czy zwiększa,
a więc czy grozi nam epidemia.
System ten, będąc z pewnością tani i prosty, ma jednak za-
sadniczą wadę: nie wiadomo, czy zgłaszane przypadki to rze-
czywiście sezonowa grypa. Lekarze oceniają bowiem pacjenta
na podstawie prostych kryteriów: nagłe wystąpienie przynaj-
mniej jednego z czterech objawów (gorączka, ból głowy, ból
mięśni, rozbicie) oraz jednego z symp-
tomów ze strony układu oddechowego
(kaszel, ból gardła lub skrócony oddech).
Jednak podobne objawy może wywołać
ok. 200 typów wirusów oddechowych,
choć żaden z nich nie jest tak groźny jak
wirus grypy. Ponadto część chorych może
w ogóle nie zgłosić się do lekarza.
Dlatego od sezonu grypowego
2004/05 Polska należy do europejskiego
systemu nadzoru wirusologiczno-epi-
demiologicznego o nazwie SENTINEL.
Bierze w nim udział, na zasadzie wolon-
tariatu, od 1 do 5 proc. wszystkich lekarzy
pierwszego kontaktu z całego kraju (z re-
guły ok. 700 w danym sezonie). Mają oni
obowiązek rejestrować przypadki, które
ocenią jako zakażenia grypowe lub gry-
popodobne. Ale również pobierać od pa-
cjentów wymaz (np. z gardła) i wysyłać
do najbliższej Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicz-
nej (WSSE). Te zaś badają je metodami biologii molekularnej,
by sprawdzić, czy za zachorowanie pacjenta rzeczywiście od-
powiada jeden z tych wirusów. Następnie każda WSSE przy-
gotowuje tygodniowy raport z danymi epidemiologicznymi
i wirusologicznymi oraz przesyła go do Krajowego Ośrodka
ds. Grypy, który pełni rolę koordynatora. Nim od lat kieruje
wirusolog prof. Lidia Brydak.
- W bieżącym sezonie epidemicznym grypy lekarze w ramach
systemu SENTINEL przesłali do przebadania 670 próbek po-
branych od pacjentów. Jednak w sumie było ich kilka razy wię-
cej, bo prawie 3 tysiące – mówi. Skąd ta różnica? Niezależnie
od SENTINEL także szpitale i inne zakłady opieki zdrowotnej
w razie potrzeby pobierają od pacjentów próbki i zlecają ba-
dania pod kątem obecności wirusów grypy. Dane te również
trafiają do Krajowego Ośrodka ds. Grypy, gdzie są wybiór-
czo weryfikowane.
Czy te 3 tys. wykonanych testów to jednak nie za mało? – Żad-
nego kraju, nawet tych najbogatszych, nie stać na przeprowa-
dzanie badań molekularnych setek tysięcy pacjentów. Dlatego
informacja, że w tym sezonie epidemicznym, który się jeszcze nie
skończył, mamy już w Polsce 3 mln chorych na grypę, mówi o licz-
bie zachorowań i podejrzenia zachorowań, a nie potwierdzonych
laboratoryjnie przypadków – wyjaśnia prof. Brydak. Nie wiemy
też, ile dokładnie osób umiera z powodu powikłań pogrypowych. - Mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że podawane
w każdym sezonie epidemicznym liczby są zdecydowanie zani-
żone. Jeśli bowiem pacjent chorujący na grypę umiera w szpitalu
za sprawą powikłań pogrypowych, np. został przyjęty z powodu
problemów kardiologicznych, to bywa, że właśnie je, a nie wirusa,
wpisuje się jako przyczynę śmierci – mówi prof. Brydak.
Zatem śmiertelność związana z danym sezonowym wirusem
grypy może być większa albo mniejsza niż często podawane
0,1–0,2 proc. Dlatego warto z dystansem podchodzić do po-
równań z COVID-19. A jakie rzeczywiście żniwo zbiera wirus
wywołujący tę drugą chorobę, dowiemy się zapewne dopiero,
gdy zakończy się pandemia. A i te dane będą obarczone błędem.
Dobra wiadomość jest więc taka, że koronawirus najprawdo-
podobniej okaże się mniej zabójczy, niż podaje WHO. Podobnie
było w przypadku pandemii świńskiej grypy w latach 2009–10,
spowodowanej przez wirusa A/H1N1. Wtedy również pierwsze,
mocno niepokojące szacunki okazały się sporo zawyżone. Złą
wiadomością jest zaś to, że niepewność podsycana sprzeczny-
mi informacjami sprzyja narastaniu lęku i panice.
MARCIN ROTKIEWICZ