wiedziałam oczywiście, że miałam się przesunąć na bok, ale nie pomyślałam, czy lepiej
przemieścić się w prawo czy w lewo i to był wielki błąd.
- Nie widzisz, że wieziemy chorego, wredna kobieto?! – krzyknął w moją stronę
jeden z ratowników, kiedy już się przesunęłam. – Proszę się natychmiast usunąć, nie będę
pani prosić na kolanach!
Dopiero wtedy zauważyłam, że przesuwając się w lewo, tuż pod ścianę, nadal stałam
blisko drzwi, bo były one ulokowane bardzo blisko ściany. Wprawdzie dla przeciętnej osoby
było to prawdopodobnie nawet więcej niż wystarczająco dużo miejsca, żeby przejść przez te
drzwi, ale dla takiego wózka i trzech rosłych mężczyzn mogłam nadal stanowić przeszkodę. - Przepraszam – powiedziałam i przemieściłam się w ekspresowym tempie na drugą
stronę, stając obok mężczyzny, który wcześniej skomentował moje poruszanie się w kolejce. - A teraz będzie nam pani chodzić przed nosem, zasłaniając swoją bezczelną osobą
wejście?! – ryknął na to rozwścieczony pracownik pogotowia.
Chociaż starałam się przemknąć przed drzwiami najszybciej, jak to możliwe
(mówiłam, że zrobiłam to w ekspresowym tempie), prawdopodobnie jednak wcale nie
zrobiłam tego aż tak szybko. A może on zdążył już zadecydować, że spróbuje jednak
przepchnąć wózek przez drzwi mimo stojącej obok przeszkody w postaci mojej osoby? A
może myślał, że przesunę się jakoś do tyłu, robiąc im miejsce inną drogą? I czy to możliwe,
że aż tak bardzo straciłam rozum, że tego nie zrozumiałam? Nienawidziłam, kiedy ludzie
stawiają mnie w takich sytuacjach, w sytuacjach nagłych i pilnych, bo gdybym chciała trochę
dłużej zastanowić się nad swoją decyzją, z pewnością usłyszałabym: „Czy pani jest głucha?!
Powiedziałem, że ma się pani odsunąć w tym momencie! A jak nie, to sam będę zmuszony
panią przestawić i uprzedzam, że to może boleć, ale będę mieć do tego pełnię formalnego
usprawiedliwienia!”. - Przepraszam – odpowiedziałam po raz kolejny.
Ratownik zbliżył się w końcu do drzwi i przeprowadził wózek z pomocą rzucających
mi karcące spojrzenie kolegów. Kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły, spróbowałam
odetchnąć z ulgą. - Idzie pani czy nie?! – zapytał stojący za mną mężczyzna srogim tonem, wskazując
na drzwi, za którymi zniknęli ratownicy.
Rzeczywiście, kolejka zdążyła się już przesunąć i zrobiło się miejsce dla co najmniej
jeszcze jednej osoby w środku holu. - Już idę – odpowiedziałam pośpiesznie i przeszłam przez drzwi, przytrzymując je
odrobinę dłużej, żeby ten pan mógł przejść, a przynajmniej, żeby nie było, że zamykam mu
drzwi przed nosem. - Niech nie udaje pani teraz takiej uprzejmej – skomentował mężczyzna. – Sam
potrafię przejść przez drzwi.
Puściłam również tę uwagę mimo uszu, bo jeśli zaczęłabym przepraszać po dosłownie
każdej wypowiedzi skierowanej do mnie przez innego człowieka, zaczęłabym brzmieć jak
zacięta maszyna, a to z pewnością zostałoby uznane za objaw ponadprzeciętnie przebiegłej
manipulacji.
Reszta czasu w kolejce minęła mi równie męcząco jak na początku, a może nawet
jeszcze gorzej, bo teraz stała za mną osoba, która prawdopodobnie byłaby zdolna odtworzyć
treść mojej Plakietki, nawet jeśli nie zdążyła prawie nic z niej odczytać. Niepokoiło mnie w