W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

Innym razem, kiedy spotkałam dzikusów w mieście, byłam jeszcze oficjalnie
dzieckiem, w zasadzie mogłam mieć zaledwie siedem czy osiem lat, dlatego nie pamiętałam
już tej sytuacji tak dobrze, ale to, co zapamiętałam, utkwiło mi w pamięci dość głęboko.
Szłam gdzieś tego dnia z moją mamą. Szłyśmy ulicą i nagle zobaczyłyśmy, jak
rodzina dzikusów wychodzi z jakiegoś domu i idzie szybkim krokiem w kierunku
pobliskiego parkingu. Mieli tam chyba samochód, do którego chcieli wsiąść. W pierwszej
chwili nie wiedziałyśmy w ogóle, że były to dzikusy, bo miały na głowie jakieś czapki czy
chusty, które zakrywały ich czoła, na których miały swoje charakterystyczne tatuaże. Tatuaż
na czole był natomiast najszybszą i najpewniejszą metodą rozpoznawania dzikusów. Jakiś
pan jednak zwrócił na nich szybko uwagę, zobaczył, że nie mieli Plakietek i kazał im
odsłonić czoła. Grupka próbowała dostać się na parking, ale w pobliżu znalazło się akurat
kilku zdeterminowanych mężczyzn, którzy, gdy tylko zorientowali się, z kim mieli do
czynienia, od razu usiłowali ich zatrzymać. Rodzina (a w każdym razie, tak mi się wydawało,
że była to rodzina) szybko zmieniła kierunek i zaczęła biec w inną stronę. Ktoś pobiegł
jednak za nimi, krzycząc głośno, że goni dzikusów, a ktoś sięgnął po telefon, wybierając
numer alarmowy i zaczął gorączkowo dyskutować z Służbami Nadzorczymi, ponaglając ich
do działania i pytając, co ma robić.
My z mamą poszłyśmy dość szybko dalej, jako że moja mama prawdopodobnie sama
bała się dzikusów i jakichkolwiek niebezpiecznych zajść. Chyba nikt nie zauważył wtedy na
szczęście, że uciekamy i nie działamy w imię sprawiedliwości, ale, chociaż szłyśmy szybko,
po drodze słyszałyśmy jeszcze różne krzyki związane z pogonią. Z jednej strony byłam
ciekawa, jak rozwiązała się ta sytuacja, ale jednocześnie cieszyłam się, że postanowiłyśmy z
mamą uciec, bo jeśli dzikusy zostały złapane, mogły zostać potraktowane bardzo agresywnie
i chyba lepiej, żebyśmy nie stały w tej chwili obok. Z tego, co wiedziałam, obywatele mieli
prawo, a może nawet obowiązek, zrobić wszystko co w ich mocy, żeby zatrzymać
zobaczonego w mieście dzikusa, więc jeśli dzikus nie podda się jednoznacznie i całkowicie,
prawdopodobnie mógłby zostać nawet legalnie zabity na miejscu.
Dzikusów generalnie łatwo było odróżnić od reszty ludzi, bo, tak jak już
wspomniałam, mieli na czołach wyraziste tatuaże. Były to tatuaże w postaci wielkiej
czerwonej kropki. Nie wszyscy wprawdzie, bo to zależało, czy dany dzikus był
zarejestrowany, czy też nie. W gruncie rzeczy, bycie niezarejestrowanym dzikusem było
nielegalne samo w sobie, ale pomimo to, zdarzały się takie przypadki. I to chyba nawet
całkiem regularnie. Jeśli na przykład ktoś został urodzony w rodzinie dzikusów i nie został
przedstawiony w Centralnej Bazie Społeczeństwa, miał szansę na uniknięcie piętnującego
tatuażu, ale jednocześnie jego życie znajdowało się wtedy w nieustannym zagrożeniu.
Spotykając takiego dzikusa, nawet poza miastem, można było go zabić bez żadnych
konsekwencji, a już na pewno należało powiadomić o tym Służby i spróbować go zatrzymać.
Oczywiście trudno jest uzyskać pewność, że dana osoba w ogóle jest dzikusem, skoro nie ma
na czole charakterystycznego tatuażu. Innym decydującym znakiem wskazującym na brak
obywatelstwa był jednak oczywiście brak Plakietki Personalnej. Dlatego tym bardziej
posiadanie swojej Plakietki było tak ważne i, w pewien sposób, bezpieczne. W każdym razie,
jeśli ktoś miał na czole wielką czerwoną kropkę, praktycznie nie ulegało wątpliwości, że jest
dzikusem.

Free download pdf