W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

Chociaż teoretycznie dzikusem mógł zostać każdy po wyrażeniu takiej woli i
zgłoszeniu się do odpowiedniego urzędu, takie przypadki zdarzały się raczej niezwykle
rzadko. Nikt nie chciał zostać dzikusem, bo dzikusy nie mogły korzystać z prawie żadnych
osiągnięć cywilizacji, musiały trzymać się z daleka od wszelkich miejsc zapewniających
przyzwoity standard życia, nie mogły utrzymywać kontaktu z jakimikolwiek obywatelami i
przede wszystkim – nie mogły wrócić. To jak skazanie siebie samego na wygnanie. Decyzja
o zostaniu dzikusem to decyzja na całe życie, tak samo jak tatuaż na czole, który był
niezwykle trwały i nie wiadomo, czy istniał w ogóle jakiś sposób na pozbycie się go.
Przeciętna osoba rezygnująca z obywatelstwa musiała zatem wyprowadzić się ze swojego
domu (chyba że miała takie szczęście, że mieszkała na prawdziwym odludziu), zrezygnować
z możliwości zarobienia jakichkolwiek pieniędzy i uzyskania środków do życia
(przynajmniej w oficjalny sposób) i zacząć żyć na własną rękę, przyłączając się zazwyczaj do
jakiejś grupy podobnych jak on nie-obywateli.
To nie musiało jednak oznaczać, że wszystkie dzikusy mieszkały w absolutnej dziczy.
Niejednokrotnie słyszałam pogłoski, a nawet całe opowieści i legendy o niepowtarzalnych w
swojej strukturze miastach dzikusów. Nie wiedziałam jednak, na ile należało traktować je
poważnie. Nigdy nie rozmawiałam przecież z żadnym dzikusem i podejrzewałam, że nigdy
nie będę miała takiej okazji. Bałam się ich, tak jak wszystkich. Chociaż dzikus nie mógł
wpłynąć na wygląd mojej Plakietki ani rozprowadzić negatywnych informacji na mój temat
w społeczeństwie, wciąż był człowiekiem, który mógł uznać mnie za ohydną egoistkę,
wyśmiać mnie czy rozgniewać się na mnie. A w pewnym sensie gniewu dzikusów obawiałam
się jeszcze bardziej niż innych ludzi. Obywatele nie wyrządziliby mi raczej formalnej,
fizycznej krzywdy z nieformalnego powodu, a kto wie, czego można było spodziewać się po
dzikusie, który najprawdopodobniej żył w całkowitym odcięciu od formalności tego świata?
Nigdy nie miałam złudzeń, że nie mogłam zostać dzikusem, nawet jeśli życie z dala
od formalności i społeczeństwa, które miało na mnie tak toksyczny wpływ, wydawało mi się
w pewien sposób kuszące. Jeśli żyłabym sama, co z tego, że nie spotykałabym ludzi i
pozbyłabym się wreszcie swojej uporczywej Plakietki, skoro najprawdopodobniej
umarłabym prędko z głodu, zimna czy jakichś paskudnych chorób? Przyłączenie się do grupy
dzikusów było natomiast kompletnym absurdem, bo żyjąc w małej społeczności byłabym
jeszcze bardziej narażona na napiętnowanie – nie tylko jako dzikus, ale jako ta „dziwna,
głupia i bezczelna dzikuska, która nie wiadomo po co w ogóle stała się dzikuską”. I chociaż
zastanawiałam się nad tym, że ludzie, którzy zostali dzikusami z własnego wyboru, mogli
mieć do tego podobne powody co ja, powody związane z cierpieniem w społeczeństwie, a
zatem mogliby traktować mnie łagodniej, jako pewnego rodzaju sprzymierzeńca, podjęcie
takiego ryzyka wciąż wydawało mi się szaleństwem.
Fantazje te krążyły po mojej głowie, kiedy siedziałam na krześle na oddziale
diagnostyki dla nieuprzywilejowanych i rozmyślałam nad tym, czy siedzenie tutaj
rzeczywiście ma sens. W zasadzie, będąc już na tym etapie, ściągając do siebie pielęgniarkę,
by indywidualnie zaprowadziła mnie na oddział i pokazując tym samym, że jestem tu kimś
szczególny, a raczej szczególnie bezczelnym, bałam się tak po prostu pójść sobie. Gdybym to
zrobiła, zapewne cały szpital w mgnieniu oka dowiedziałby się o tym, a potem może nawet
całe miasto i moja Plakietka naprawdę nie byłaby już wystarczająca, by opisać skandal, jaki
wywoływałam. Już widziałam nagłówki gazet: „Młoda dziewczyna, Ola K., robi zamieszanie

Free download pdf