W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

w szpitalu pod pretekstem potrzeby leczenia się, a później znika nagle, pragnąc nadać
lekarzom wizerunek naiwnych idiotów. Nie dajmy się wywieść w pole!”.
Poza tym ostatecznie wciąż zależało mi przecież na odbyciu badań i dowiedzeniu się
czegoś więcej o stanie mojego zdrowia. Siedziałam zatem na krześle, próbując skupić się to
na fantazjach o życiu dzikusów, to na swoim telefonie, to na sprawianiu wrażenia oglądania
pomieszczenia, bo tego chyba ode mnie oczekiwano, jako że znalazłam się w zupełnie
nowym dla mnie miejscu, a moim zadaniem było oczekiwanie i nieustanna gotowość na
wszelkie polecenia personelu medycznego. Cały czas czułam jednak, że to nie do końca jest
to, co powinnam robić i nawet, jeśli fizycznie nikt na mnie patrzy, wszyscy pilnują mnie
skrupulatnie i wystarczy jedno złe spojrzenie, by po raz kolejny zwrócić na siebie ich
krytyczną uwagę.
Starałam się na przykład nie patrzeć na tego pana, który siedział kilka krzeseł dalej i
który wcześniej wpatrywał się w moją Plakietkę, zastanawiając się zapewne, czy moje
spóźnione przyjście na oddział było częścią mojego buntowniczego charakteru. Im bardziej
jednak starałam się na niego nie patrzeć, tym bardziej miałam wrażenie, że wygląda to
niezwykle sztucznie, wręcz komicznie. Czułam się zupełnie, jakbym mówiła: „A na tego
pana i na tą panią nie patrzę. Bo oni siedzą obok, więc żeby było śmiesznie, będę udawać, że
ich nie widzę. Oni zresztą zwyczajnie nie są godni mojej uwagi. Nic nie mogą mi
zaoferować. Nie wpuszczą mnie nawet na żadną salę, co to za pożytek z takich ludzi?”.
Wiedziałam jednak, że jeśli zdecydowałabym się na nich spojrzeć, to tak, jakbym mówiła: „A
wy co, nie widzicie mnie? No, proszę, spójrzcie na mnie, przecież na pewno mam wam coś
do powiedzenia!”, a gdybym wtedy nic nie powiedziała, tylko po prostu odwróciła nagle
wzrok albo – o zgrozo! – patrzyła na nich dalej, byłby to jasny znak, że chciałam zwyczajnie
sobie z nich zadrwić.



  • A ty co nas podsłuchujesz?! – usłyszałam nagle oburzony głos jednej z pielęgniarek,
    która stała obok ze swoimi koleżankami, rozmawiając głośno o jakichś planach na wieczór,
    podczas gdy my siedzieliśmy na krzesłach, udając, że siebie nie widzimy.

  • Przepraszam, ja nie podsłuchuję – odpowiedziałam automatycznie. Prawie
    natychmiast zdałam sobie jednak sprawę, że to nie do mnie skierowana była ta uwaga.
    Pielęgniarka patrzyła w moim kierunku, ale nie na mnie, lecz na kogoś innego. Obok
    nas stanęła teraz jakaś inna pielęgniarka, a może nie pielęgniarka, tylko jakiś inny pracownik
    szpitala, nie ważne, w każdym razie to ona została posądzona o podsłuchiwanie ich, nie ja.
    Teraz jednak, dzięki mojemu bezmyślnemu działaniu, wszystkie pary oczu zwróciły się na
    mnie.

  • Pani? – zapytała pielęgniarka, tym razem patrząc dokładnie na mnie. – Pani? –
    powtórzyła, tak jakby nie mogła się nadziwić, że ktoś tak głupi jak ja może w ogóle istnieć,
    po czym wybuchła przerażającym, ogłuszającym i zabójczo szyderczym śmiechem, a wraz z
    nią jej koleżanki, włączając tą, która dopiero co przyszła. – Pani... Nie... Nie podsłuchuje? –
    mówiła, pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu.
    Nie wiedziałam, co zrobić. To znaczy, wiedziałam, że muszę poczekać, aż skończą
    się śmiać, bo inaczej nie było w ogóle sensu mówić. Nikt by mnie nawet nie usłyszał.

  • Przepraszam, ja po prostu źle zrozumiałam. Kompletnie mi się pomyliło –
    powiedziałam szybko, kiedy tylko pielęgniarki ucichły na tyle, że mogły mnie usłyszeć.

Free download pdf