W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

  • Zabrali ją na jakieś badania. Od rana mówiła, że dzisiaj na coś idzie i nie mogła
    nawet nic zjeść. To zupełnie nie to, co ta nowa dziewczynka – tu wskazała na mnie – która
    chyba ma na Plakietce napis „zdrowa”, a objada się tak, jakby w ogóle nie miała szacunku do
    osób, które nie mają takiej możliwości.

  • Biedna staruszka. Ale w tym wieku, to nie ma się co dziwić – podjęła młoda
    kobieta, zanim zdążyłam powiedzieć coś na swoje usprawiedliwienie. – Dużo badań, dużo
    leków... Dziwię się tylko, że nie dali jej na oddział uprzywilejowany.

  • Ona nie jest jeszcze oficjalnie ciężko chora, a jej wiek też nie jest ostatecznie taki
    ekstremalny, ale mówiła, że rozważali to przy jej przyjęciu. Możliwe, że na oddziale dla
    uprzywilejowanych po prostu zabrakło chwilowo miejsc...

  • Jak to?! – oburzyła się młoda kobieta. – Jak można do tego dopuścić? Przecież
    chorzy...

  • Mówię pani, co się dzieje na tym świecie! Szkoda gadać... Coraz młodszych dają do
    szpitali, tak jak na przykład tę osobę – tu wskazała na mnie. – A dla poważnych przypadków
    później nie mają miejsc.
    Chyba po raz trzeci usłyszałam już formalną wzmiankę na mój temat i tym razem nie
    mogłam przepuścić jej bez słowa.

  • Przepraszam, ja też jestem chora – powiedziałam. Kobiety spojrzały na mnie, jakby
    zobaczyły gadające drzewo.

  • Teraz postanowiła się pani odezwać? – zapytała w końcu kobieta z kolejki. – Co za
    hipokrytka!

  • Pani... Chora? – zapytała z kolei kobieta od gazety, tak jakby te dwa słowa zupełnie
    do siebie nie pasowały. – Niech pani mnie nie rozśmiesza! Nie muszę nawet odczytywać pani
    Plakietki, żeby widzieć, że jest pani zdrowa!
    Moje argumenty polegające na opisywaniu moich licznych dolegliwości nie miały
    oczywiście żadnego sensu i żadnej mocy wobec moich nowych współlokatorek. Modliłam
    się, żeby przyjechał wreszcie ten obiad, albo nawet ta starsza pani, która miała leżeć na
    sąsiednim łóżku, albo cokolwiek, byleby odwrócić ich uwagę ode mnie. Kręgosłup bolał
    mnie coraz bardziej i pragnęłam zmienić pozycję, ale oczywiście nie mogłam, bo to byłoby
    równoznaczne z oznajmieniem: „I bardzo się cieszę, że taka osoba jak ja może iść do
    szpitala. Przynajmniej mam jakieś darmowe wakacje, bo wiecie, takiej zarozumiałej osobie
    jak ja należy się w końcu trochę luksusu”.

  • Oczywiście nie mam tu na myśli pani – dodała po chwili kobieta od gazety,
    zwracając się tym razem do swojej prawdziwej rozmówczyni. – Pani ma poważny problem.
    Takie zaburzenia wewnątrzmózgowe to nie igraszka...
    W końcu pod nasze drzwi przyjechał serwis obiadowy, akurat kiedy kończyłam
    konsumować swoje własne jedzenie. Zaczęłam więc powoli ześlizgiwać się z łóżka,
    pozwalając, żeby starsze pacjentki podeszły do drzwi przede mną. Obiad serwowany był
    przez jakąś kucharkę, która nakładała jedzenie z wielkich metalowych pojemników
    mieszczących się na metalowym wózku. Kiedy kobiety otrzymały swoje porcje, podeszłam
    do wózka za ich przykładem, a pani obsługująca i nakładająca zapytała z wyraźnym
    zdenerwowaniem w głosie:

  • A pani co? Gdzie ma pani swoje naczynia?

Free download pdf