W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

i cieszyć się, że oni nie są takim idiotami jak ja. A może nawet zostałabym zgłoszona za
złamanie prawa? Nie przypominałam sobie, żeby w prawie pisanym było coś o chowaniu się,
ale wszystko, co wydaje się w jakiś sposób dziwne, podejrzane czy po prostu rzadkie i
nietypowe, bezpieczniej jest traktować jako potencjalne przestępstwo. Bo oczywiście na
dworze, szczególnie w mieście, nie można się tak do końca ukryć i prędzej czy później
zostałabym znaleziona. Mogłabym się ukryć gdzieś co najwyżej tymczasowo, a kiedy
zostałabym dostrzeżona, nastąpiłoby właśnie to, o czym pomyślałam. Zresztą, byłam niemal
pewna, że ktoś zauważyłby mnie już w trakcie chowania się.
Stopniowo zaczynał ogarniać mnie coraz bardziej uogólniony ból, który
rozprzestrzeniał się zawsze od kręgosłupa i promieniował nawet na całe ciało. Nie
wiedziałam, od czego dokładnie ten ból pochodził, dość, że dokuczał mi za każdym razem,
kiedy przebywałam poza domem i miał z pewnością mnóstwo wspólnego z mijaniem się z
tymi wszystkimi ludźmi. Byłam już kilkukrotnie badana pod kątem zarówno tego bólu, jak i
innych dolegliwości, które nieustannie mnie męczyła, ale lekarze, do których mnie
dopuszczono, stwierdzali za każdym razem, że mój organizm pracuje całkowicie prawidłowo
i nie powinnam czuć żadnego bólu. Nie mogłam jednak wmówić sobie, że go nie czuję,
byłam natomiast przekonana, że wynikał on po prostu, mniej lub bardziej pośrednio, ze
zmęczenia ciągłym poczuciem zagrożenia, które zapewniali mi ludzie, ich wiecznie
niespełnione oczekiwania i oburzenie moim szkaradnym wizerunkiem. Oczywiście takie
wytłumaczenie mojego bólu nie zainteresowało zupełnie personelu medycznego (usłyszałam
tylko, że próbuję wymusić na nich przyznanie mi niebieskiej opaski, żeby dostać się do grupy
uprzywilejowanych) i do dziś chodziłam ze statusem „Zdrowa” na Plakietce.
Kiedy w pewnym momencie znalazłam się przy przejściu przez ulicę prowadzącym
do mojego osiedla, stwierdziłam, że nie wiem, czy chcę przez nie przejść, czy też iść dalej.
Zwolniłam kroku, spojrzałam na zegarek i odkryłam z niezadowoleniem, że mój spacer trwał
znacznie krócej niż zamierzałam. Chociaż zdecydowanie chciałam już wracać do domu i jak
najszybciej znaleźć się w bezpiecznym zamknięciu, poczuć, jak opuszcza mnie
nagromadzone we mnie napięcie i poczekać na ustąpienie bólu i zmęczenia, pomyślałam że
rozsądniej byłoby jednak iść dalej, przedłużając ten nieprzyjemny marsz, bo teoretycznie
byłoby to przecież zdecydowanie zdrowsze. Wszyscy powtarzali mi w kółko i wszędzie
natykałam się na informacje, że chodzenie jest dobre dla zdrowia, szczególnie dla osób
cierpiących na bóle kręgosłupa i podobne schorzenia. Oczywiście mój przypadek był bardzo
nietypowy, ale pomimo to bałam się, że ciągłe siedzenie w domu okazałoby się dla mnie
szkodliwe.
Na każdym polu widziałam zresztą, że kiedy chce się coś osiągnąć, zawsze
wymagany jest wysiłek, trud i cierpienie. W mojej rodzinie na przykład pogląd ten był tak
rozpowszechniony, że niemal otaczano go czcią i moi dziadkowie oraz moje ciotki
przypominały mi o tym przy każdej okazji. Dlatego nie mogłam teraz tak po prostu wrócić
sobie do domu, bo tak mi się podobało, ponieważ przez resztę dnia, o ile nie tygodnia,
byłabym dręczona wyrzutami sumienia, że zaszkodziłam sobie świadomie oraz dobrowolnie i
nie mogłabym zaznać spokoju. Poza tym, gdybym poszła teraz prosto do domu, ludzie z
pewnością tryumfowaliby nad moją porażką, bo poddanie się jest zawsze rodzajem porażki,
bardzo haniebnej porażki w dodatku.

Free download pdf