W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

Nie zdawałam sobie sprawy, że jakieś badania czy cokolwiek innego może odbywać
się tak wcześnie rano, i to bez żadnego uprzedzenia poprzedniego dnia. Wczoraj wieczorem
byłam zresztą tak otumaniona przemęczeniem i bólem głowy, że pomimo strachu przed
wymaganiami pielęgniarek moja koncentracja była zapewne definitywnie obniżona i nie
byłam nawet pewna, czy któraś z pielęgniarek nie wspomniała coś o tym. Na pewno nie było
to jednak zaznaczone jako coś ważnego.
Nie chcąc sprowadzić na siebie pretensji i oskarżeń, poszłam jednak posłusznie za
towarzyszkami z pokoju, a przed gabinetem badań spotkała mnie kolejna nieprzyjemna
niespodzianka – kolejka. No tak, oczywiście zapomniałam, że nie byłyśmy jedynymi
pacjentkami na oddziale i mimo że nie okazałam tego w żaden formalny sposób, podchodząc
do grupy oczekujących pacjentów, zdążyłam już usłyszeć pierwszy komentarz:



  • I co, nie spodziewała się pani tylu ludzi do przepuszczenia? Pewnie zapomniała
    pani, że na oddziale są jeszcze inni chorzy, co? – zapytał jakiś rosły mężczyzna w średnim
    wieku, którego wcześniej chyba nie widziałam, a który patrzył teraz wprost na mnie.

  • Proszę nie przejmować się tą dziewczyną – wtrąciła Martina, która stała teraz w
    kolejce tuż przede mną, zupełnie jak poprzedniego dnia w izbie przyjęć. – Ona próbuje nas
    tylko zmanipulować, sprawiając wrażenie najbardziej żałosnej z naszego pokoju, ale
    wystarczy spojrzeć na jej Plakietkę, żeby wszystko było jasne.

  • I proszę uważać, bo ona może nas podsłuchać – dodała Janette i obie wybuchły
    śmiechem.
    Mężczyzna, legitymujący się nazwiskiem Ian Rizzi, patrzył teraz z uwagą na moją
    Plakietkę, a na jego twarzy pojawił się typowy wyraz szoku i wstrętu. Janette tymczasem
    zaczęła opowiadać głośno historię, którą nauczyła się od Martiny, chociaż sama nie była przy
    niej obecna.

  • To jest najdziwniejsza i najbardziej odpychająca osoba, jaką zdarzyło mi się spotkać

  • stwierdził pan Ian, kiedy Janette skończyła tłumaczyć charakteryzujący mnie żart.
    Następnie zlustrował mój strój, który w tych okolicznościach wyglądał nadzwyczaj
    niechlujnie. Inni, chociaż najwyraźniej również mieli na sobie stroje do spania, nie wyglądali
    tak niedbale. Byłam pewna, że był to efekt moich wewnętrznych przeżyć i nie mogłam po
    prostu wyglądać przyzwoicie po udręce wczorajszego dnia. Na szczęście za mną nie stanął
    już nikt więcej w kolejce, dlatego starałam się nie zwracać na siebie uwagi i w miarę
    możliwości stać bokiem do ludzi, żeby nie razić ich swoją Plakietką, choć oczywiście nie
    zawsze było to możliwe i pomimo to co chwilę słyszałam słowo „Ola” albo przynajmniej
    „ona” użyte w jakiejś nieprzychylnej (łagodnie mówiąc) wypowiedzi. Czekałam w tej
    kolejce prawie pół godziny i kiedy wchodziłam do pokoju badań dochodziło już wpół do
    ósmej. Wchodząc i siadając na wskazanym krześle poczułam od razu znajome napięcie i
    mroźne dreszcze przechodzące przez moje ciało. Pielęgniarka przywitała mnie słowami:

  • A pani jak zwykle ostatnia? Pewnie znowu się pani spóźniła, bo uważa pani, że
    należy się pani więcej wypoczynku niż innym, co?

  • Niech tylko pani nie myśli, że będziemy się z panią obchodzić w jakiś specjalny
    sposób, tylko dlatego że nie mogła się pani wylegiwać do południa – dodała inna.
    Ta pierwsza podeszła do mnie tymczasem, tak jak poprzedniego dnia i nakazała mi
    podwinięcie rękawa. Podobnie jak wczoraj, była też wyraźnie zdenerwowana, choć tym
    razem była to pani Kasia, a nie pani Krysia.

Free download pdf