W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

Coraz bardziej niepokoił mnie ponadto brak jakichkolwiek informacji dotyczących
procesu mojego rzekomego leczenia i silne wrażenie, że mój pobyt na oddziale jest
bezcelowy. Chyba, że jedynym jego celem było sprawienie mi większego bólu i pokazanie
mi, jak bardzo ludzie mnie nienawidzą, co, biorąc pod uwagę moją ostatnią wizytę w
Urzędzie Cywilnym, nie byłoby wcale takie głupie. Wszystko wskazywało na to, że nikt nie
uzna mnie oficjalnie za chorą, a komentarze, które słyszałam zarówno ze strony pielęgniarek,
jak i lekarzy sugerowały ponadto, że moje leczenie wcale nie jest prowadzone w dokładny i
profesjonalny sposób.
Raz, jeden lekarz, który utrzymywał, że jest moim lekarzem prowadzącym (chociaż
poprzedniego dnia słyszałam to samo od zupełnie innego lekarza), powiedział mi, że po
obiedzie będę miała pobranie krwi, pielęgniarki natomiast stwierdziły, że wymyślam bajki i
żadnego badania nie będę dzisiaj miała. Innym razem pielęgniarka pobrała mi krew tuż po
posiłku, lekarz natomiast stwierdził, że tak nie może być i że powinnam bezwzględnie być na
czczo, a kiedy zapytałam, co w takim razie teraz zrobią, odpowiedział, żebym nie zadawał
głupich pytań.
Poza tym, od pierwszego dnia słyszałam od lekarzy, że mam mieć wykonane pewne
badanie zwane penetracyjnym wziernikowaniem głowy. Dzisiaj jednak raczej się ono nie
odbędzie, bo jest za dużo pacjentów i trzeciego dnia mojego pobytu w szpitalu nie miałam
nadal nic do roboty poza zajmowaniem miejsca w sali chorych, nie licząc rutynowego
pomiaru ciśnienia każdego południa. Byłam przekonana, że przetrzymywali mnie tam tak
długo tylko po to, żeby sprawdzić granice mojej cierpliwości i sprowokować mnie do
bardziej jawnego ujawnienia cech wypisanych na mojej Plakietce.



  • Wie pani, pobyt w szpitalu to nie tylko badania – oznajmił lekarz trzeciego dnia
    wieczorem, kiedy przyszedł ze mną porozmawiać. – Musimy sprawdzić również, czy jest
    pani gotowa sprostać prostym oczekiwaniom personelu medycznego.

  • A jak na razie, udaje mi się? – zapytałam, nie będąc pewna, czy chcę usłyszeć
    odpowiedź.

  • Jak na razie niestety nie za bardzo się to pani udaje. Choćby dlatego, że ciągle
    zasypuje nas pani pytaniami, domagając się nadzwyczajnego traktowania, perfekcyjnego
    dopasowania się do pani potrzeb i wyobrażeń. Zachowuje się pani tak, jak gdyby szpital był
    stworzony wyłącznie z myślą o pani rozrywce i wygodzie.

  • Ja wcale tak nie uważam...

  • Koniec dyskusji – doktor wstał z krzesła i odszedł, zostawiając mnie w stanie
    absolutnej bezradności.
    Nie lubiłam rozmawiać z doktorami, choć byli oni prawdopodobnie jedynymi
    osobami, które w ogóle decydowały się zamienić ze mną kilka słów. Trudno było to jednak
    nazwać rozmową, raczej tylko spełnieniem oficjalnego obowiązku. Najbardziej irytowały
    mnie pytania o to, jak się czuję, które padały zawsze na początku naszej „rozmowy” i dopiero
    za trzecim razem zorientowałam się, że miały one raczej formę przywitania niż
    rzeczywistego pytania. Za pierwszym razem przyznałam, że nigdy nie czuję się dobrze (z
    jakiegoś powodu zrezygnowałam z użycia określenia „okropnie” albo „potwornie”) i
    zaczęłam powoli wymieniać moje dolegliwości, mniej więcej te same, które podałam
    wcześniej w wywiadzie.

Free download pdf