W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

  • Rozumiem – przerwał mi doktor, kiedy byłam na samym początku swojej listy. –
    Chodziło mi raczej o to, czy ma pani jakieś nietypowe objawy, takie, które nie dotykają panią
    na co dzień. Wie pani, ja mam na głowie naprawdę dużo pacjentów i nie mogę sobie
    pozwolić na wysłuchiwanie niekończących się narzekań jednej pacjentki. Czy uważa pani, że
    jest pani ważniejsza od pacjentów uprzywilejowanych?

  • Ach, przepraszam, oczywiście że musi pani tak uważać, skoro ma to pani napisane
    na Plakietce – dodał prawie natychmiast, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Chocia ż
    lekarze zdawali się przywiązywać wybitnie mało wagi do Plakietek Personalnych, nawet oni
    w swoim zabieganiu nie mogli nie zauważyć skandalicznej wyjątkowości tej mojej. Od tej
    pory na pytanie o to, jak się czuję, odpowiadałam, że tak jak zwykle, a doktor przechodził do
    sedna sprawy.
    Największym koszmarem były dla mnie jednak prawdopodobnie długie godziny
    spędzone w towarzystwie moich współlokatorek w naszym wspólnym pokoju. Nie
    wiedziałam, czy to możliwe, żebym czuła się jeszcze gorzej niż pierwszego dnia, ale na
    pewno nie czułam się lepiej ani dnia drugiego ani trzeciego. Odkąd wstałam z łóżka, to
    znaczy odkąd postanowiłam wyjść spod kołdry i stawić czoła oślepiającemu światłu dnia,
    znajdowałam się pod nieustanną obserwacją, a wrażenia, które sprawiłam na kobietach na
    samym początku nie mogły być już zapomniane ani zrekompensowane w żaden sposób.
    Kiedy usiadłam na łóżku trzeciego dnia na rano i zabrałam się za jedzenie śniadania,
    walcząc z piekącymi oczami, starsza kobieta popatrzyła na mnie swoim zwyczajem i
    skomentowała: „O, a pani już się wyspała?”, co najwyraźniej miało znaczyć: „Nigdy nie
    widziałam żywej osoby, a już zwłaszcza w tak młodym wieku, która udawałaby, że tak długo
    śpi. To jest tak żałosne, że nie pozostaje mi nic innego, jak posłużyć się ironią”.

  • Chyba tak, mam nadzieję – opowiedziałam bez entuzjazmu.

  • To jest może nawet ciekawy pomysł, leżeć przez cały dzień pod kołdrą i czekać na
    nadejście nocy. W końcu i tak nie ma, co robić w tym szpitalu – wtrąciła Martina, nie patrząc
    na mnie.
    Byłam przekonana, że był to również czysty sarkazm, tym bardziej nie powiedziałam
    więc już nic. Szybko miałam jednak okazję tego pożałować, bo młoda kobieta stwierdziła
    następnie, że „my, głupie, naiwne, nieproporcjonalnie wielkoduszne próbujemy teraz
    zaprosić tę niewdzięczną dziewuchę do rozmowy i dać jej druga szansę, a ta jak zwykle tylko
    gardzi wszystkim i nas ignoruje”.
    Po pewnym czasie siedzenia w ciszy zaczęło docierać do mnie coraz wyraźniej, że
    cisza ta nie wynikała wcale z jakiegoś znudzenia i braku pomysłów czy ochoty na utrzymanie
    rozmowy, ale najwyraźniej miała na celu stworzenie perfekcyjnego tła i idealnych warunków
    do odkrycia i naświetlenia moich zdeprawowanych tendencji. Byłam tak przerażona tą myślą,
    że bałam się nawet oddychać, żeby przypadkiem nie zrobić tego zbyt głośno i nie
    wprowadzić w obieg jakichś niebezpiecznych sugestii. Już słyszałam, jak Martina mówi: „A
    ty znowu narzekasz, znowu chcesz nam udowodnić, że masz najgorzej i że zasługujesz na
    lepszą opiekę niż poważnie chora osoba. Co za arogancja!”. Chyba jedynym powodem, dla
    którego jeszcze oddychałam było to, że gdybym teraz nagle przestała oddychać i coś by mi
    się stało (albo raczej złapałabym nagle jakiś głośny, niepohamowany i zabójczo
    demonstracyjny oddech, kiedy moje ciało nie mogłoby już wytrzymać bez tlenu), byłoby to z
    pewnością uznane za manipulację i ekstremalnie zaciętą próbę nakłonienia ludzi do zajęcia

Free download pdf