W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

ostrzegała, że nie jest to dobry pomysł i że takie pytanie na pewno nie spodoba się
pielęgniarkom. Zdecydowałam się wreszcie zerknąć w bok na miejsce, gdzie tkwiła igła i ze
zgrozą zauważyłam, że wraz z igłą w mojej ręce tkwił również kawałek plastiku.
Powstrzymałam wzdrygnięcie, żeby nie sprowokować bólu i pomyślałam, że chyba nie
mogłam zrobić w tej sytuacji zupełnie nic, jak tylko czekać i mieć nadzieję, że zdołam
przekonać pielęgniarki swoim spokojnym zachowaniem, żeby nie mściły się na mnie zbyt
srogo.



  • Wszystko dobrze? – zapytałam w końcu, dochodząc do wniosku, że moje milczenie
    może sugerować lekceważący stosunek do ich potencjalnych prób sprowokowania jakichś
    moich reakcji. – Dużo jeszcze będzie pobieranej tej krwi?
    Specjalnie zapytałam o ilość krwi, a nie o czas badania, żeby nie mogły oskarżyć
    mnie o niecierpliwość, ale niestety zabieg ten nie okazał się wystarczający.

  • A co, znowu się pani niecierpliwi? – odpowiedziała pytaniem obsługująca mnie
    pielęgniarka. – Najpierw każe nam pani na siebie czekać, a później my mamy działać w
    ekspresowym tempie? Co za impertynencja! Do pani wiadomości, ma pani zakładany
    wenflon, więc trochę to jeszcze potrwa.
    Poczułam się oszukana. Owszem, powinnam się cieszyć, że pielęgniarka nie
    oświadczyła wprost, że właśnie przeprowadza na mnie akt okrutnej zemsty, ale wcale się nie
    cieszyłam. Nie wiedziałam nawet, na czym dokładnie polega to zakładanie i noszenie
    wenflonu, i w ogóle, co się z tym wiąże. Wydawało mi się, że nie będę mogła zginać ręki ani
    używać jej normalnie, żeby nie ryzykować przeszywającym bólem albo nawet czymś
    gorszym, więc, dokładając to do mojej i tak długiej już listy ograniczeń i utrudnień,
    zapowiadała się prawdziwa udręka. To nie to samo, co lokalizator znajdujący się na stałe pod
    skórą w mojej drugiej ręce, w ogóle niewyczuwalny i niekrępujący ruchów.
    Pamiętałam, że kiedy miałam wszczepiany lokalizator w wieku prawdopodobnie
    siedmiu lat, przeżywałam prawdziwą traumę. Właściwie niewiele z tego pamiętałam. Tylko
    przerażenie, ból, krzyk i jakiś charakterystyczny budyneczek z kolorowymi ścianami, który
    zapewne był częścią szpitala dziecięcego. Nawet te kolorowe ściany kojarzyły mi się dzisiaj z
    jakimś w dużej mierze niezidentyfikowanym koszmarem. Dziwiłam się, że nie uśpili mnie
    przed tą operacją. Z tego, co wiedziałam, wydarzenie to tolerowane było bardzo źle przez
    wielu ludzi (to znaczy, dzieci), później jednak szybko zapomina się o tym kawałku ciała
    obcego pozostawionego pod skórą.
    Obecnie znacznie bardziej niepokoiła mnie funkcja lokalizatora, który mógł
    powiedzieć founkcjonariuszom Centralnej Bazy Społeczeństwa bardzo dużo na mój temat.
    Jedynym rozwiązaniem na to było jednak niewątpliwie zrzeczenie się obywatelstwa i
    pozostanie dzikusem, choć nawet wtedy nie mogłam mieć pewności, że udałoby mi się
    pozbyć się mojego lokalizatora. Wymagało to w końcu całkiem zaawansowanej operacji.
    Nawet najwyżsi funkcjonariusze Centralnej Bazy Społeczeństwa i ludzie sprawujący władzę
    nosili lokalizatory – oni zresztą szczególnie nie powinni mieć nic do ukrycia. A sama
    operacja usunięcia ich z ciała, podobnie jak cała kwestia dzikusów i zrzeczenia się
    obywatelstwa, była w społeczeństwie tematem tabu.

  • A co, coś się pani nie podoba? – zapytała druga pielęgniarka, kiedy tylko
    dowiedziałam się o zakładanym mi wenflonie.

Free download pdf