- Nie przesadzaj... – odparł doktor bez przekonania. – Nie mogę przecież zostawić
uprzywilejowanych samych sobie, a tej Oli ostatecznie też nie możemy nakazać wprost, żeby
sobie poszła. - Ale my sobie w większości dajemy radę same z takimi jak ta – odpowiedziała
pielęgniarka, wskazując na mnie głową. - Po Johnsonie zrobię sobie przerwę, obiecuję. A powiedz mi, co się działo na
oddziale internistycznym w sobotę? - Uprzywilejowanym? Oj, żeby pan wiedział! – kobieta odłączyła rurkę od mojego
wenflonu tak gwałtownie, że miałam wrażenie, jakby prawie wyrwała mi go razem z żyłą. –
Jakiś mężczyzna przyszedł z podrobionym skierowaniem i upierał się, że jego Plakietka
kłamie i że jest ciężko chory. A nie był chory nawet w stopniu średnim!
Lekarz zaśmiał się ponuro i szyderczo, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Współczuję! Takie przypadki są wbrew pozorom najbardziej problematyczne!
Kobieta też zaczęła się śmiać i podeszła do szafki ze sprzętem medycznym. Doktor
Ralph podszedł teraz z kolei do mnie i chciał mi włożyć jakąś rurkę do nosa, ale odchyliłam
się gwałtownie do tyłu w przypływie instynktownego odruchu. - Co pani wyprawia?! – zawołał wściekle. – Proszę siedzieć prosto!
- Ale... Co to jest? Na czym polega to badanie? Czy to boli? – zdecydowałam się
zapytać, jako że pytania te były chyba w tej chwili jedynym usprawiedliwieniem dla mojej
nagłej reakcji. Poza tym, naprawdę zależało mi, żeby się tego dowiedzieć. Najwyraźniej dla
lekarza nie były one jednak godnym uzasadnieniem i byłam przekonana, że spodziewał się
raczej, że odpowiem: „Oj, przepraszam, chciałam sobie tylko z pana zażartować. Ha, ha! Czy
to nie jest śmieszne?” albo coś w tym stylu. - Proszę pani, ja nie mam czasu na wyjaśnianie pani teraz zagadek medycyny. Pani
jest pacjentką i pani zadaniem jest wyłącznie stosowanie się do moich poleceń. - Ale... Mogę dostać jakiś środek przeciwbólowy albo znieczulenie? – zapytałam,
mając nadzieję, że w ten sposób szybciej uzyskam informację, czy taki środek w ogóle jest
potrzebny (choć chyba wolałam nie usłyszeć, że nie) i czy może już go dostałam, a w każdym
razie, czym była ta substancja, którą wlali mi do żył? - Proszę pani – zaczął znowu lekarz, coraz bardziej zirytowanym tonem. – Ja pani nie
powiem, czy panią będzie coś boleć czy nie. To jest pani indywidualna sprawa, a ja nie
jestem wszechwiedzącym wróżbitą. A teraz, jeśli pani łaskawie pozwoli, przeprowadzę
badanie tak, jak powinno być wykonane. - Chyba, że woli pani wyjść stąd z informacją „wzgardziła opieką medyczną w
połowie leczenia” na wypisie – dodała pielęgniarka, przekładając coś zamaszyście z szafki do
szafki, a doktor znowu zaczął wsadzać mi tą niezidentyfikowaną rurkę przez nos.
Zabieg okazał się, zgodnie z moimi obawami, niezwykle nieprzyjemny, a nawet
stosunkowo bolesny. Lekarz natomiast sprawiał wrażenie, jakby moje wyjście z niego cało i
bez żadnych nieprzewidzianych urazów było ostatnią rzeczą, jaka zaprzątała mu głowę. Po
powrocie do pokoju musiałam męczyć się jeszcze prawie całą następną godzinę z wenflonem
w ręce, narastającym głodem (nie mogłam nic jeść przez jakiś czas nawet po zabiegu!) i
nieznośnym głosem pielęgniarek oraz współlokatorek, mówiących: „Ola to by chciała mieć
wszystko na zawołanie! A to dopiero niedojrzała pacjentka...” i „Ja już nie mogę na nią
patrzeć! Ona się zachowuje, jakby była w gorszym stanie niż pani Eleonorka!”. Kiedy
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1