musiała być w wyjątkowo dobrym humorze, bo odpowiedziała mi nawet na pytanie, kiedy to
nastąpi. Dowiedziałam się zatem, że przed południem i nie wiem dlaczego, uwierzyłam w to
od razu, czując po raz pierwszy wyraźną nadzieję na powrót do rzeczywistości, w której
jakoś da się żyć. Ostatecznie jednak lekarz przyszedł do mnie dopiero po godzinie piętnastej,
dziwiąc się, że śmiem mu to wypominać.
- Pani Ola K. – przywitał mnie. – Jest już pani wypis.
Usiedliśmy przy najbliższym stoliku na korytarzu i przed moimi oczami pojawił się
wyczekiwany dokument. - No więc, proszę pani, jak pani widzi, wbrew pani obawom i przedwczesnym
osądom zbadaliśmy panią wzdłuż i wszerz, a wyniki wykazują bardzo jasno, że zwyczajnie
zabawiła się pani naszym kosztem i przedawkowała pani tabletki nasenne.
Gdybym nie miała żadnych obaw wobec tego człowieka i ludzi wokół mnie, zapewne
wykrzyknęłabym „Co?!” i poprosiła o powtórzenie. Ale , jako że się bałam, zmarszczyłam
tylko delikatnie brwi, myśląc usilnie, jaka reakcja była teraz ode mnie oczekiwana i czy to w
ogóle było powiedziane poważnie. Czy było czy nie było zresztą, na pewno musiałam
udawać, że traktuję to poważnie, bo przecież z formalnego punktu widzenia nie powinnam
nigdy oskarżać pracownika służby medycznej (ani w ogóle żadnego obywatela) o brak
powagi. - Ale jak to możliwe, skoro ja nie biorę i chyba nigdy nie brałam żadnych tabletek
nasennych? – zapytałam najbardziej neutralnym, ale jednocześnie poważnym i
zdecydowanym tonem, na jaki było mnie stać. - Badania wykazują jasno, że brała pani, i to w nadmiernej ilości – odparł lekarz
takim tonem, jakby wyjaśniał wybitnie zbuntowanemu dziecku, że trawa jest zielona. – Stąd
też może czuć się pani senna. Poza tym, musi mieć pani fatalne nawyki żywieniowe.
Wygląda na to, że odżywia się pani głównie solą i cukrem. Nie dziwię się jednak, że nie
przyznaje się pani do tego łatwo, biorąc pod uwagę pani Plakietkę i pani tendencje do
kombinatorstwa.
Nie miałam pojęcia, jak ten człowiek mógł posądzać mnie o tendencje do
kombinatorstwa tak szybko, ale stwierdziłam, że wolałam o to nie pytać. - Ale ja naprawdę nie brałam żadnych tabletek nasennych – powiedziałam za to. –
Ani nie jem dużo soli ani cukru. To znaczy, w ogóle ich nie jem! Traktuję je tylko jako
drobniutki dodatek do pawdziwego jedzenia... - Tak jak powiedziałem, wyniki badań nie pozostawiają wątpliwości, że brała pani
silne leki nasenne i spożywała duże ilości soli oraz cukru – upierał się doktor. – A teraz,
niech pani wybaczy, ale nie będę dyskutować dłużej na ten temat i przejdę dalej, bo pani
śmieszne wyjaśnienia nie są oczywiście warte mojej uwagi.
Mężczyzna wziął kolejną kartkę i położył ją przede mną na stole. - To jest skierowanie do psychiatry – oznajmił. – Ten lekarz zapisze pani
odpowiednie leki, które pozwolą pani zaakceptować fakt swojego uzależnienia od tabletek
nasennych oraz pomogą je pani odstawić. - Ja już chodzę do psychiatry – odpowiedziałam, bo rzeczywiście chodziłam od kilku
lat do lekarza, który podobno zajmował się leczeniem ludzkich emocji, chociaż ja nie
odczułam dotąd żadnych efektów tego leczenia.