W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

ROZDZIAŁ VI – OLA IDZIE NA ZAKUPY


Po powrocie ze szpitala byłam tak wyczerpana, że uporządkowałam tylko
najpotrzebniejsze rzeczy, zjadłam solidny posiłek, umyłam się i poszłam spać. Spałam przez
prawie trzynaście godzin z jedną krótką przerwą na toaletę, a potem leżałam jeszcze chyba
trzy godziny i z powodzeniem leżałabym jeszcze dłużej, gdyby nie mój wilczy apetyt i
dokuczająca mi nieznośnie nuda, a raczej poczucie braku sensu życia polegającego na
wyłącznym leżeniu w łóżku i czekaniu na powrót sił, które mogą nigdy nie nadejść. Po
wykonaniu paru czynności organizacyjnych zasiadłam wreszcie przed komputerem i z
rosnącą ekscytacją zaczęłam szukać w Internecie hasła „Stowarzyszenie Nieformalnego
Cierpienia”.
Pomimo mojego zmęczenia nazwa ta chodziła mi po głowie prawie bez przerwy,
odkąd Sabina zostawiła mnie na szpitalnym korytarzu. Być może to właśnie przez to, a
przynajmniej na pewno częściowo przez to, nie mogłam już później zasnąć, a nawet odprężyć
się, kontynuując odpoczynek, którego w dalszym ciągu definitywnie mi brakowało.
Praktycznie odkąd się obudziłam, przez cały czas martwiłam się o to, ile rzeczy potrzebuję
dzisiaj zrobić i jak bardzo niepokoi mnie to, że nie robię ich już, w tym właśnie momencie.
Na pierwszy plan wybijało się natomiast bez wątpienia moje poczucie zobowiązania do
skontaktowania się z tym tajemniczym stowarzyszeniem w odpowiedniej porze.
Pomijając fakt, że nigdy nie słyszałam o takim ugrupowaniu, wydawało mi się
dziwne, że jakieś ugrupowanie o takiej nazwie w ogóle istniało i czułam przejmującą
potrzebę włożenia ogromnego wysiłku w próbę uzyskania bliższych informacji na ten temat.
Zastanawiałam się, jaka mogła być tego idea? Przecież wszystko na tym świecie zdawało się
kręcić wokół formalności, a jeśli nawet nieformalność grała gdzieś jakąś większą rolę, chyba
nigdy nie mówiło się o tym formalnie. W zasadzie samo istnienie nieformalności było w
społeczeństwie niejako tematem tabu, prawie takim jak istnienie dzikusów.
Ktoś z powodzeniem mógł mi na przykład zarzucić, że nie traktuję z odpowiednim
szacunkiem jakiejś starszej osoby, nie ustępując jej miejsca w kolejce, nawet jeśli ta osoba
nie byłaby formalnie uprzywilejowana. W prawie znajdował się natomiast wyłącznie zapis o
uprzywilejowanym traktowaniu obywateli uprzywilejowanych, a nie wszystkich. Jednak
osoba, która posądziłaby mnie o brak szacunku w takiej sytuacji mogłaby, a raczej zapewne
powiedziałaby, że sama powinnam wiedzieć o potrzebie okazania szacunku w takiej sytuacji,
tylko dlatego, że jestem człowiekiem i po prostu powinnam o tym wiedzieć. Czyli w pewnym
sensie, nie mówiąc o tym wprost, powołałaby się na prawo nieformalne. Gdyby jednak osoba
ta powiedziałaby mi, że powinnam wiedzieć o potrzebie okazania szacunku w takiej sytuacji,
ponieważ jest to zapisane w jakimś prawie nieformalnym, miałabym powód, żeby nie
potraktować jej poważnie. W przypadku tej tajemniczej organizacji jednak, nieformalność
została nazwana wprost.
Równie mocno, o ile nie bardziej, zastanawiała mnie sama Sabina – inwalidka na
pierwszy rzut oka, a na Plakietce nosząca napis „chora na życzenie”, bez zielonej opaski na
głowie i uprzywilejowania, i jeszcze należąca do tego intrygującego stowarzyszenia. Zawsze
myślałam – i tylko z tym się spotykałam – że osoby, których choroby były jawne i widoczne,
były również automatycznie uprzywilejowane. Poza tym, zastanawiało mnie również bardzo,

Free download pdf