W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

jak była ona w stanie traktować mnie z taką tolerancją i z takim dystansem podchodzić do
wszystkiego, co było zapisane na mojej Plakietce?
Pomyślałam, że może Sabina już przed wypadkiem spotykała się z
niesprawiedliwością plakietkową i dlatego odniosła się tak sceptycznie do kontrowersyjnej
treści na mojej Plakietce, a inni podeszli z kolei bardzo sceptycznie do jej nieoczekiwanego
inwalidztwa. Byłam przekonana, że gdyby mnie potrącił samochód, z pewnością obarczono
by mnie winą o wejście mu pod koła, nawet gdyby wydawało mi się, że to kierowca popełnił
błąd. Pomyślałam, że może to stowarzyszenie, o którym mi powiedziała (a raczej napisała),
gromadziło ludzi z – w pewnym sensie – podobnymi problemami, a to oznaczałoby, że może
ktoś wreszcie by mnie choć trochę zrozumiał. Być może istnieli jeszcze jacyś ludzie oprócz
mnie, i ewentualnie dzikusów, którzy nie uznawali wszystkiego co zapisane na Plakietkach
za absolutną i niepodważalną prawdę. Próbowałam nie wiązać z tym jednak jak na razie
żadnych większych nadziei. Nie chciałam doznać później rozczarowania, jeśli okazałoby się,
że się myliłam. Jednocześnie jednak ta zagadkowa sprawa była w pewnym sensie moją
jedyną perspektywą po uzyskaniu druzgocących informacji od lekarza z oddziału
diagnostycznego.
Wiedziałam, że musiałam się spieszyć, żeby zadzwonić na wskazany na karteczce
numer jeszcze dziś przed nadejściem wieczora, a najlepiej po prostu jak najszybciej. Na
pewno ktoś, być może sama Sabina, oczekiwała teraz mojego telefonu i prawdopodobnie już
od wczoraj zastanawiała się, dlaczego jeszcze nie dzwonię. Wczoraj nie chciałam jednak
podejmować jakiegokolwiek działania, które mogłoby choćby w najmniejszym stopniu
narazić mnie na dodatkowy stres, a skontaktowanie się z człowiekiem, w dodatku
nieznajomym, z pewnością takim działaniem było. Zostawiłam więc sobie to zadanie na
kolejny dzień, mając nadzieję, że nie zostanie to uznane za jakiś nieprzyzwoicie późny
termin.
Poza zastanawianiem się nad kwestią stowarzyszenia, wciąż nie mogłam pogodzić się
z myślą o mojej chorobie i o zagrożeniach, które się z nią wiązały. Nawet jeśli nie była ona
uznana za jednostkę chorobową, a jedynie zaburzenie, wszystko wskazywało na to, że
doprowadzi mnie ono prędzej czy później (a raczej prędzej niż później) do naprawdę
poważnych chorób. Skoro jedyne, co mogłam w tej sytuacji zrobić to przestać brać leki,
których nigdy nie brałam oraz przestać odczuwać lęk, na którego istnienie lub nieistnienie nie
miałam najwidoczniej żadnego wpływu i na którego żadne substancje, słowa ani myśli nie
chciały działać, dlaczego miałabym spodziewać się jakiejś poprawy? Nie miałam żadnego
racjonalnego powodu, aby oczekiwać, że mój organizm nagle zmieni taktykę i sposób
radzenia sobie z moim patologicznym odbiorem ludzi.
Żałowałam, że to stowarzyszenie nie miało swojej strony internetowej. A
przynajmniej ja żadnej nie znalazłam. Właściwie nie znalazłam w Internecie żadnych
informacji o jakiejkolwiek organizacji o takiej nazwie, a z jakichś powodów chciałam
dowiedzieć się o niej czegoś, zanim tam zadzwonię. A może chciałam tylko odwlec moment
połączenia się z inną osobą i znalezienia się pod presją szybkiego i adekwatnego, ale
jednocześnie nie zbyt szybkiego i nie chorobliwie adekwatnego reagowania na jej
wypowiedzi? Ostatecznie nikt chyba nie spodziewał się po mnie przecież jakiejkolwiek
wiedzy na temat tego stowarzyszenia, skoro dostałam od Sabiny tylko tą małą karteczkę.
Moim zadaniem było jedynie zadzwonić tam i przedstawić się.

Free download pdf