Wybrałam w końcu numer, czując przejmujący mnie od środka znajomy chłód.
Kobieta odebrała po drugim sygnale. Nie była to jednak Sabina.
- Tak, słucham?
- Dzień dobry, czy dodzwoniłam się do organizacji o nazwie Stowarzyszenie
Nieformalnego Cierpienia? – zapytałam, czując się, jakbym mówiła: „Dzień dobry, tu idiotka
z innego świata, która postanowiła zażartować sobie z pani”. - Przychodnia „Świat medyków”, zapisy do grupy wsparcia – usłyszałam w
odpowiedzi. - Przychodnia? Przepraszam, może to pomyłka, ale czy nie ma tam czasami czegoś o
nazwie Stowarzyszenie Nieformalnego Cierpienia? Dostałam ten numer od znajomej przy
okazji i nic jeszcze nie wiem – spróbowałam jeszcze raz, czując się teraz, jakbym mówiła:
„Naprawdę jeszcze się nie zorientowałaś, kobieto, że to jest jedna wielka kpina i że chcę cię
tylko wytrącić z równowagi?”. - Mogłaby się pani przedstawić? – usłyszałam po chwili milczenia.
- Alexandra Karlen – powiedziałam, tym razem odnosząc lekkie wrażenie, jakbym to
ja padła ofiarą jakiejś kpiny. - I kto dał pani ten numer?
- Sabina Winkler, taka młoda dziewczyna na wózku inwalidzkim.
Znowu chwila ciszy. - Niech pani posłucha – wydawało mi się, że kobieta zmieniła lekko ton głosu, ale
było to ledwie wyczuwalne. – Odezwiemy się do pani wkrótce. Chwilowo nie mamy
możliwości pani przyjąć, ale niebawem powinno się to zmienić. Proszę być dobrej myśli i
czekać cierpliwie na nasz kontakt. Mam nadzieję, że uda nam się odezwać do pani w
przyszłym tygodniu. - A czy można wiedzieć, czym jest w ogóle to stowarzyszenie i na jakiej zasadzie
działa? - Tak jak powiedziałam, odezwiemy się do pani. Przykro mi, ale nie mogę teraz
dłużej rozmawiać. Proszę czekać cierpliwie. Miłego dnia.
Kobieta rozłączyła się, a ja nie byłam pewna, czy chciałam coś jeszcze dodać. W
zasadzie nie wiedziałam, co o tym myśleć. Z jednej strony cieszyłam się, że zostałam
pozostawiona sama sobie i nie musiałam się jak na razie z nikim konfrontować. Wykonałam
swoje zadanie i teraz to jest ich zmartwienie, żeby zrobić kolejny krok. Z drugiej strony
bałam się jednak, że na tym się skończy i nigdy nie zostanę wtajemniczona w to tajemnicze,
lecz intrygujące i dające jakąś nadzieję stowarzyszenie. Ostatecznie Sabina była jedną z
niewielu osób, które poznałam, która chyba nie oskarżyła mnie wprost o żadne haniebne
zachowanie, a jednocześnie była mną, zdaje się, zupełnie bezinteresownie zainteresowana.
Byłam wprawdzie przekonana, że spotykając ją po raz kolejny, na pewno coś bym zepsuła,
ale mimo to bardzo chciałam mieć okazję, by porozmawiać z nią jeszcze raz.
W tej sytuacji nie mogłam jednak zrobić nic lepszego, jak tylko zająć się codziennymi
sprawami, starając się powoli dojść do siebie po szpitalnej katordze oraz nie myśleć o
wynikach badań i o tym, co one oznaczają. Znając swój organizm, wiedziałam, że nie
powinnam spodziewać się powrotu do normalnego funkcjonowania przez co najmniej kilka
dni, bo szpital odebrał mi zdecydowanie zbyt dużo siły i najwyraźniej czekały mnie kilka dni
obniżonej aktywności fizycznej. A to sprzyjało niestety tylko nagromadzeniu się we mnie