W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

  • No tak, bo takie osoby nie przejmują się innymi ludźmi i nie są nawet w stanie
    dzielić z nikim mieszkania – stwierdził mężczyzna, który zaczął o mnie krzyczeć.
    Kilka osób zatrzymało się niedaleko nas, żeby na mnie popatrzeć, a ja wzięłam swój
    koszyk i poszłam szybko w głąb sklepu, skręcając w jedną z alejek. Wiedziałam, że nie
    uratuje mnie to, ale przynajmniej miałam jakąś szansę ich zgubić. I nie natknąć się na kogoś
    nowego, kto by mnie rozpoznał. Albo na kogoś, kto po prostu odkryłby moją rzekomą
    chciwość na podstawie samego mojego zachowania bądź odczytując moją Plakietkę. Niestety
    jednak, moja nadzieja nie trwała zbyt długo i szybko spotkałam na swojej drodze kolejnych
    obywateli, oskarżających mnie o nieprzyzwoicie egoistyczne i pełne złośliwości intencje.
    W alejce, w której zaczęłam wybierać pierwsze produkty, było też parę innych osób i
    w pewnej chwili jakiejś pani w wieku prawdopodobnie przedemerytalnym, stojącej niedaleko
    mnie, spadło na ziemię jakieś pudełko. Udawałam, że nie zwróciłam na to uwagi, żeby ktoś
    nie pomyślał, że się z niej śmieję czy jakkolwiek cieszę się z jej nieszczęścia. Jednocześnie
    nie stało się to na tyle blisko mnie ani nie dotyczyło na tyle uprzywilejowanej osoby, żeby
    moja interwencja w tej sytuacji miała być oczywista. Niestety jednak, moja bierność nie
    została zinterpretowana dobrze.

  • A pani to co? Myśli pani, że jest pani sama?! – krzyknęła kobieta i wszyscy stojący
    w pobliżu ludzie zwrócili na mnie od razu swój wzrok.

  • Przepraszam, coś się stało? – zapytałam, jako że kobieta najwyraźniej oczekiwała
    ode mnie jakiejś reakcji.

  • Pani sobie żartuje?!

  • Ta pani w ogóle nie zwraca uwagi na uprzywilejowanych – wtrącił jakiś pan, który
    stał obok innego, starszego pana w żółtej opasce na głowie i napisem
    „UPRZYWILEJOWANY” na Plakietce.
    Rzeczywiście, wchodząc do alejki mignęły mi przed oczyma jakieś żółte opaski, ale
    nie sądziłam, że powinnam się przy nich zatrzymać. Wtedy z pewnością oskarżonoby mnie
    przecież o podglądanie i natręctwo, a może nawet o próbę upokorzenia chorego. Chyba
    nawet inni obywatele nie zatrzymywali się przy każdym uprzywilejowanym tylko z powodu
    jego uprzywilejowania i nie pytali, czy czegoś nie potrzebuje. Gdyby tak było, nikt nie
    mógłby dotrzeć na czas do pracy, zdążyć na pociąg czy na umówione spotkanie, ani w ogóle
    nic. Ja jednak nie miałam teraz żadnego wyraźnego powodu, dla którego miałabym się
    spieszyć (poza tym, że chciałam jak najszybciej wyjść z tego sklepu i znaleźć się z powrotem
    w bezpiecznym domu) i wiedziałam, że to przemawiało przeciwko mnie.

  • A gdzie się panienka tak spieszy, co? – zapytała jakaś starsza kobieta, która również
    miała żółtą opaskę na głowie i podpierała się na jakiejś młodej kobiecie, zapewne swojej
    opiekunce.

  • Ja się nie spieszę – odpowiedziałam bez przekonania.

  • Nie? – starsza kobieta zapytała tak, jakby moje kłamstwo było zbyt oczywiste, by
    zasługiwało na nazwanie go wprost. – To dlaczego zlekceważyłaś nas, kiedy koło nas
    przechodziłaś? Nie widzisz, że mamy żółte opaski?

  • Przepraszam... – zaczęłam.

  • I jeszcze udawała pani, że w ogóle nie spadło mi to pudełko! – krzyknęła kobieta,
    która doczepiła się mnie jako pierwsza w alejce i, jak widać, wciąż domagała się ode mnie
    jakiejś rekompensaty.

Free download pdf