- Słyszałaś coś? Bo ja nie.
- Hm... Ja też nie – odpowiedziała koleżanka, zerkając na mnie z takim wyrazem
twarzy, jakbym była czymś wybitnie bulwersującym i nie zasługującym na istnienie.
Następnie odeszły, wybuchając szyderczym śmiechem. Pamiętam, że tego dnia
miałam chyba jakiś straszny ból głowy czy coś takiego i obiecałam sobie, że już więcej się do
niej nie odezwę. Przynajmniej nie pierwsza.
Dlatego też, kiedy zobaczyłam ją idącą w moim kierunku, w mojej głowie
automatycznie pojawił się głos, nakazujący mi odezwanie się, bo tak przecież dłużej nie
może być. Szczególnie, że ona i tak na pewno pamięta wciąż bardzo dobrze to moje
nieodpowiednie przywitanie wiele lat temu i zawsze przechodziła obok mnie tryumfalnym
krokiem. Jednocześnie jednak inny głos odezwał się w mojej głowie, ostrzegając mnie przed
fatalnymi skutkami mojej potencjalnej interwencji. Ostatecznie postanowiłam zatem przejść
obok niej jak zwykle w milczeniu, starając się za bardzo nie patrzeć w jej kierunku.
Unikałam przede wszystkim patrzenia jej w oczy i na jej Plakietkę, bo to sugerowałoby
oczywiście, że szukam czegoś, żeby ją potępić albo żeby jej zazdrościć, będąc przy tym na
tyle przebiegła, że nie przyznawałam się do tego wprost.
Odkąd przestałyśmy się spotykać (czyli od jakichś chyba dziesięciu lat), odważyłam
się zerknąć na jej Plakietkę może parę razy, i to jedynie bardzo przelotnie, nie śmiąc odczytać
z niej więcej niż jej imię i nazwisko oraz trzy pierwsze kategorie, które nie były dla mnie
żadnym zaskoczeniem. Raz tylko udało mi się spojrzeć na jej reputację i zobaczyłam, że była
wzorcowa.
Unikając zatem patrzenia na automatyczny ekran Plakietki Iriny, pozwoliłam jedynie
plątać się mojemu wzroku przez chwilę gdzieś koło niej, żeby nie było, że udaję, że
kompletnie jej nie widzę. Moje wysiłki nigdy nie były jednak wystarczające i tym razem
moja stara koleżanka najwidoczniej straciła cierpliwość, bo zatrzymała się koło mnie i
krzyknęła z pretensją: - I co się tak gapisz?! Przecież udajesz, że mnie nie znasz, prawda?
- Ja nic takiego nie powiedziałam... – odpowiadam z zakłopotaniem.
- No, jasne, może jeszcze powiesz, że jesteśmy przyjaciółkami?
- Nie, no, bez przesady! Ostatecznie przecież od dawna ze sobą nie rozmawiamy... –
kontynuowałam, ciesząc się, że mam jakąś szansę na usprawiedliwienie się i wyjaśnienie jej
swojego punktu widzenia. - To ma być jakiś żart? My niby kiedyś rozmawiałyśmy?
Tym razem jednak naprawdę odebrało mi mowę i zaczęłam zastanawiać się nagle z
przerażeniem, czy moje wspomnienia dotyczące tej Iriny rzeczywiście były prawdziwe. Czy
to na pewno z nią bawiłam się ponad dziesięć lat temu na podwórku...?
Irina prychnęła w końcu tylko, kiedy ja zaczęłam mówić „No, nie wiem...” i odeszła
jak zwykle tryumfalnym krokiem, pozostawiając mnie na pastwę upokarzającego wzroku
otaczających mnie ludzi. Na szczęście nikt więcej nie doczepił się do mnie w tym momencie
i poszłam dalej, marząc o tym, żeby ten wyczerpujący spacer nareszcie się zakończył i żebym
nie musiała widzieć Iriny już nigdy więcej. Rozmawiając z nią, napięłam się tak bardzo, że
nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam wstrzymywać oddech i teraz musiałam uważać, żeby
nie wzdychać zbyt głośno, kiedy kogoś mijałam.
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1